Czym jest wolne oprogramowanie i jakie ma znaczenie? 27


240px-Richard_Stallman_at_Marlboro_College

Niedawny wybuch afery PRISM udowodnił coś, przed czym od lat ostrzegała Fundacja Wolnego Oprogramowania. Dzisiejsze komputery osobiste, konsole, telewizory, smartfony, tablety i inne urządzenia wyposażone w zamknięte oprogramowanie to narzędzia inwigilacji i kontroli, o których Stalin mógłby zamarzyć. Poniżej zamieszczam tłumaczenie wykładu dra Richarda Stallmana z 2009 roku. Mam nadzieję, że lektura skłoni czytelników do refleksji nad rolą i znaczeniem wolnego oprogramowania w dzisiejszym świecie, a także nad etycznym aspektem stosowania oprogramowania przez społeczeństwo.

Kto kontroluje komputer? Czterdzieści lat temu ludzie bardzo się obawiali, że komputery przejmą kontrolę nad światem. Dziś już wiemy, że komputery robią jedynie to, co nakażą im ludzie – nic poza tym. Kto określa co ma robić wasz komputer? Czy wykonuje on to, czego oczekujecie, czy może to, co każe mu robić Microsoft? Jeżeli korzystacie z Windowsa, to o tym, jakie zadania wykonuje komputer, decyduje Microsoft. Jeśli używacie Mac OS, wówczas decyduje Apple. Czasami o tym, co robi wasz komputer, decyduje Adobe, albo grupa innych firm, produkujących własnościowe oprogramowanie. Gdy korzystacie z takiego oprogramowania, to w istocie autor tego oprogramowania – a nie wy, jako użytkownicy – określa co ma robić twój komputer. Dlatego tak ważne jest, by korzystać z wolnego oprogramowania – wolnego w takim znaczeniu, jak np. wolność słowa.

 

Czym jest wolne oprogramowanie?

 

Wolne oprogramowanie to oprogramowanie respektujące wolność użytkownika oraz solidarność społeczeństwa, do którego należy użytkownik. W tym znaczeniu „wolność” nie ma nic wspólnego z ceną, lub jej brakiem. Korzystając ze sformułowania „wolne oprogramowanie” należy traktować je tak samo, jak sformułowanie „wolność słowa”. Wolne oprogramowanie szanuje wolność użytkowników, podczas gdy oprogramowanie własnościowe użytkowników dzieli i czyni ich bezradnymi. Dzieli – ponieważ zabrania im się wymieniać oprogramowaniem; czyni bezradnymi – gdyż użytkownicy nie otrzymują kodu źródłowego, nie mogą go więc zmieniać, ani nawet niezależnie sprawdzić, co program w rzeczywistości robi, a na ogół robi naprawdę podłe rzeczy. Jednakże to, co powiedziałem, jest raczej ogólnikowe: program powinien respektować naszą wolność. Co dokładnie ma to oznaczać? Muszę wypowiedzieć się konkretniej.

 

Cztery podstawowe wolności

 

Program należy do wolnego oprogramowania, jeżeli jako użytkownicy posiadamy cztery podstawowe wolności:

  • wolność 0 – to prawo do korzystania z programu tak, jak sobie zażyczymy;
  • wolność 1 – to swoboda dostępu do kodu źródłowego i możliwość jego modyfikacji tak, jak sobie zażyczymy;
  • wolność 2 – to swoboda pomocy sąsiadom, wolność skopiowania i dystrybuowania programu tak, jak sobie tego zażyczymy;
  • wolność 3 – to wkład dla rozwoju społeczeństwa; jest to swoboda dystrybucji kopii zmodyfikowanego przez nas oprogramowania, kiedy tylko sobie tego zażyczymy.

Jeżeli program daje nam wszystkie cztery podstawowe wolności, to należy do grupy wolnego oprogramowania. Oznacza to, że sposób jego stosowania i dystrybucji jest etyczny, szanuje wolność użytkownika i jego społeczności. Jeżeli jednak chociaż jednej z tych wolności brakuje lub jest ograniczona, to program jest własnościowy i zniewala użytkownika. Pod względem społecznym sposób jego dystrybucji stawia programistę w sytuacji kontroli nad użytkownikiem, co w konsekwencji oznacza, że wolność użytkownika nie jest poszanowana – użytkownik nie kontroluje w pełni tego, co robi program. Tworzenie wolnego oprogramowania i przekazywanie go innym jest zatem darem dla społeczności – jak wielkim, to zależy od wielu szczegółów, ale przynajmniej ofiarowany jest społeczności w sposób etyczny. Jednak gdy program jest własnościowy, to jego stosowanie jest problemem społecznym, zwłaszcza gdy program ma atrakcyjne funkcje. Jest to dodatkowa przynęta w tej pułapce: nęci się użytkowników, by zrezygnowali z wolności w zamian za te atrakcyjne funkcje i stali się użytkownikami programów własnościowych – tak nie powinno być, tak w ogóle nie powinno się robić. Celem Ruchu Wolnego Oprogramowania jest usunięcie przyczyn tego problemu społecznego – całe oprogramowanie powinno być wolne, aby użytkownik mógł być wolny.

 

Czemu te cztery wolności są tak niezbędne? Czemu definiujemy wolne oprogramowanie w ten sposób? Każda z tych wolności jest niezbędna nie bez powodu.

 

Wolność 2

 

Wolność 2 to wolność pomocy sąsiadom. Jest to podstawowa postawa moralna, umożliwiająca etyczne życie w ramach społeczności, której członkami jesteśmy. Gdy program nie daje nam wolności 2, żeby dystrybuować go w dowolny sposób, narażamy się na ryzyko popadnięcia w dylemat moralny.

 

W każdej chwili nasz przyjaciel może powiedzieć: „Ten program jest fajny. Dasz mi jego kopię?” i w tym momencie stajemy pomiędzy wyborem jednego z dwóch złych rozwiązań. Pierwsze to przekazanie kopii programu przyjacielowi i złamanie umowy licencyjnej; drugie – odmowa przekazania kopii programu i podporządkowanie się jego licencji. Kiedy mamy taki dylemat, to trzeba wybrać mniejsze zło, czyli przekazanie kopii programu przyjacielowi i złamanie umowy licencyjnej. Co czyni to zło mniejszym? Jeżeli nie można uniknąć wyrządzenia komuś krzywdy, to lepiej wyrządzić ją temu, kto na to zasłużył – programiście tej aplikacji. Możemy założyć, że nasz przyjaciel to dobry człowiek i dobry członek naszej społeczności, i w normalnych warunkach zasługuje na naszą współpracę, w przeciwieństwie do autora aplikacji własnościowych, który celowo zaatakował solidarność społeczną naszej grupy. Skoro więc musimy postąpić źle względem przyjaciela lub programisty, lepiej postąpić źle względem programisty. Jednak mniejsze zło wcale nie oznacza, że postępujemy dobrze. Nigdy nie jest dobrze zawrzeć umowę, a potem ją łamać – nawet w takich przypadkach, jak ten, gdy umowa jest nieetyczna, a dotrzymywanie jej jest gorsze od jej łamania; nadal jej łamanie nie jest dobre. I jeżeli przekażemy przyjacielowi wspomnianą kopię, to co on otrzyma? Nieautoryzowaną kopię programu własnościowego – a jest to raczej coś paskudnego, prawie tak paskudnego, jak autoryzowana kopia tego programu.

 

Skoro już rozumiemy ten moralny dylemat, co powinniśmy zrobić? Nie dopuścić do tego, żeby znaleźć się w takiej sytuacji. Znam dwa sposoby, żeby to osiągnąć. Pierwszy – nie mieć żadnych przyjaciół. Jest to wyjście sugerowane przez programistów aplikacji własnościowych. Kolejny sposób – odrzucić oprogramowanie własnościowe! Jeżeli nie mamy takiego programu, to nie trzeba się martwić co zrobić, gdy przyjaciel poprosi o kopię. I to jest prawidłowe wyjście. Jeśli ktoś proponuje mi atrakcyjny i wygodny program pod warunkiem, że przysięgnę, iż nie podzielę się nim z innymi, odpowiadam: „Nie, moje sumienie nie pozwala mi przyjąć takich warunków”. I tak też wy powinniście postępować. Trzeba również odrzucić propagandowe określenia, jakie stosują twórcy oprogramowania własnościowego, by demonizować akt współpracy – takie jak np. „piractwo”. Kiedy przyrównują osoby dzielące się oprogramowaniem do piratów, to co naprawdę mówią? Mówią, że pomaganie swoim sąsiadom jest moralnie równoważne z atakowaniem statków. W kontekście moralnym to największy błąd, ponieważ atakowanie statków jest naprawdę złe, ale pomoc swoim przyjaciołom i sąsiadom jest dobra. Nie pozwólcie więc tego nazywać „piractwem”. Gdy tak to określają, mówmy „Nie”. Kiedy ludzie mnie pytają, co sądzę o „piractwie”, odpowiadam: „Atakowanie statków jest bardzo złe”. A kiedy pytają mnie, co sądzę o „piractwie oprogramowania”, albo „piractwie muzyki” odpowiadam: „O ile dobrze pamiętam, to piraci nie atakują statków używając komputerów, albo grając kiepsko na instrumentach, oni używają broni”. Nie wpadnijmy więc w pułapkę powtarzania wrogiej propagandy.

 

(Notka tłumacza: W Polsce, w mediach bardzo często dzielenie się utworami i oprogramowaniem nazywane jest „złodziejstwem”, kradzieżą”. Nie jest to jednak kradzież ani moralnie, ani prawnie. W większości przypadków nie jest to nawet nielegalne. Jest to po prostu kolejny przejaw propagandy opisanej powyżej.)

 

O to właśnie chodzi w wolności 2, wolności do pomagania swym sąsiadom, wolności dystrybuowania kopii programu, kiedy tylko sobie tego życzymy.

 

Wolność 0

 

Wolność 0, czyli prawo do korzystania z programu, tak jak tego chcemy, jest niezbędna z innego powodu. Jest niezbędna po to, żeby móc kontrolować swój komputer. Może to być zaskakujące, ale są programy własnościowe, które ograniczają nawet to, jak autoryzowani użytkownicy mogą z nich korzystać. Z oczywistych względów jest to utrata kontroli nad swoim komputerem! Tak więc wolność 0 jest podstawowa, ale nie jest wystarczająca, ponieważ oznacza jedynie to, że można korzystać z tego, na co pozwala kod programu. O samym kodzie jednak nadal decyduje programista, tak więc wciąż programista kontroluje użytkownika. Nie przez licencję, ale przez kod programu, jednak sprowadza się to do tego samego.

 

Wolność 1

 

Żeby móc kontrolować swoją pracę na komputerze, potrzebujemy także wolności 1, czyli wolności do analizowania kodu źródłowego i zmieniania go tak, żeby program robił to, czego oczekujemy. W ten sposób w pełni decydujemy o tym, jak będzie wyglądała nasza praca na komputerze, w przeciwieństwie do sytuacji, gdy zezwalamy, by to programista podejmował te decyzje i je nam narzucał. Gdy mamy do czynienia z programem bez wolności 1, to tak naprawdę nie jesteśmy w stanie powiedzieć, co on w rzeczywistości robi: wiele z nich posiada wrogie funkcje, takie jak szpiegowanie użytkownika, ograniczanie jego praw, czy nawet atakowanie. Jeden z własnościowych programów, o którym być może słyszeliście, posiada wszystkie te trzy cechy, a nazywa się Microsoft Windows. Znane są zawarte w nim funkcje, mające na celu szpiegowanie użytkowników, znane są funkcje DRM (cyfrowe zarządzanie prawami autorskimi, ang. Digital Rights Management), zaprogramowane po to, żeby ograniczać swobodę użytkowania treści i wreszcie znane są backdoory, pozwalające Microsoftowi atakować użytkownika – w rzeczywistości te backdoory są tak szeroko otwarte, że Microsoft całkowicie przejmuje kontrolę nad komputerem, gdyż pozwalają one zmieniać zainstalowane na nim oprogramowanie w dowolnym momencie bez zgody i wiedzy użytkownika. Użytkownik może myśleć, że kontroluje swój komputer, ale tak naprawdę to Microsoft ma totalną władzę!

 

Ale proszę nie dać się zwieść, że tylko Microsoft jest zły do szpiku kości i tylko Microsoft tak robi. W Mac OS X jest mniej więcej tak samo: znamy funkcje które ograniczają użytkownika – DRM – jest też backdoor, który pozwala Apple w dowolnym momencie zmieniać oprogramowanie w dowolny sposób bez zgody użytkownika. Jest więc tak źle, że wybór między tymi dwoma to żaden wybór.

 

Wygląda na to, że dla oprogramowania własnościowego jest to naturalna ścieżka rozwoju – wiele telefonów komórkowych jest zaprogramowanych w ten sam sposób. Jest firma, która może zmienić oprogramowanie kiedykolwiek zechce, oraz użytkownik, który podobno jest właścicielem telefonu, ale nie ma nic do powiedzenia. Mamy do czynienia z sytuacją, w której oprogramowanie własnościowe daje programiście nieuczciwą dominację nad użytkownikiem. A jeśli ktoś chciwy ma niesprawiedliwą władzę nad innymi, to co zrobi z tą władzą? Wykorzysta ją, żeby zdobyć więcej władzy, więcej i więcej, aż uzyska władzę absolutną. I z tym mamy właśnie do czynienia! Kilka różnych firm robi tak jednocześnie. Do tego prowadzi oprogramowanie własnościowe: nie tylko kontrola, której być nie powinno, ale władza totalna.

 

Oczywiście nie twierdzę, że wszyscy programiści aplikacji własnościowych umieszczają w nich szkodliwe oprogramowanie: przypuszczam, że niektórzy tak robią, a inni nie. Ale kiedy program nie daje nam wolności 1, to nie ma jak stwierdzić, czy nie zawiera żadnych szkodliwych funkcji. Raz na jakiś czas niektóre odkrywamy, ale jest bardzo dużo programów, o których nie wiemy, czy nie stanowią zagrożenia dla użytkownika. Być może tak, a być może nie: nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić bez wolności 1, a na pewno nie możemy tego stwierdzić z całą pewnością – ponieważ nie ma sposobu, żeby to sprawdzić! Zakładam, że są jakieś programy, które nie zawierają szkodliwych funkcji. Problem jednak tkwi w tym, że nigdy nie wiadomo, czy należy do nich własnościowy program, którego akurat używamy! Nawet gdybyśmy byli w stanie zidentyfikować takie programy, to mogę pokusić się o następujące stwierdzenie o nich wszystkich – ich programiści są ludźmi i popełniają błędy. Kod takich programów zawiera błędy, a użytkownik bez wolności 1 jest tak bezradny wobec przypadkowego błędu, jak wobec celowo wprowadzonych szkodliwych funkcji. Jeżeli używamy programu, który nie gwarantuje wolności 1, to jesteśmy jego więźniami.

 

My – programiści Fundacji Wolnego Oprogramowania – też jesteśmy ludźmi, a więc też popełniamy błędy i kod naszych wolnych programów także zawiera błędy. Jednak jeśli ktoś natrafi na błąd w naszym kodzie – albo na cokolwiek, co mu się nie podoba – może to po prostu zmienić, ponieważ my nie robimy z użytkownika więźnia. Nie jesteśmy doskonali, ale respektujemy wolność użytkownika. Tak więc wolność 1 jest podstawowa, ale to nie wystarczy, ponieważ to jedynie prawo do osobistej analizy i zmiany kodu. A jeśli ktoś z was jest jednym spośród tych milionów użytkowników, którzy nie potrafią programować? Wtedy nie będzie mógł analizować i zmieniać kodu samemu. Nawet dla programistów, takich jak ja, wolność 1 to za mało, bo jest tyle wolnego oprogramowania na świecie, że nikt nie jest w stanie zapanować nad tym całym kodem źródłowym i osobiście dokonywać w nim zmian – jest to po prostu za dużo pracy, żeby mógł jej podołać jeden człowiek.

 

Wolność 3

 

Jedynym sposobem, żeby mieć całkowitą kontrolę nad swoją pracą na komputerze, jest współpraca – i do tego potrzebujemy wolności 3, wolności wnoszenia wkładu do społeczności, wolności dystrybucji swojej zmodyfikowanej wersji oprogramowania, kiedy tylko sobie tego życzymy. Pozwala to ludziom współpracować. Oto przykład: przypuśćmy, że kilka osób wypuści wolny program, a wiele osób z niego korzysta, bo im odpowiada, ale chcieliby, żeby zawierał jeszcze jakieś przydatne funkcje. Ktoś może te funkcje do programu dodać i wypuścić modyfikację, ktoś inny może dodać własne usprawnienia i znowu udostępnić program; w tym momencie kolejne osoby mogą się włączyć do współpracy, dodać kolejne brakujące funkcje i opublikować kod. W rezultacie wszyscy otrzymamy zmodyfikowany program i będziemy mogli powiedzieć: „Dziękuję za współpracę i wprowadzenie tych ulepszeń”. Gdy jako użytkownicy otrzymujemy wszystkie cztery wolności, wreszcie przejmujemy pełną kontrolę nad naszą pracą i rozrywką na komputerze.

 

Cztery wolności – korzyść dla wszystkich

 

Wszyscy użytkownicy czerpią korzyści z tych czterech wolności. Każdy użytkownik może bezpośrednio doświadczyć wolności 0 i 2, wolności do uruchamiania programu oraz dystrybucji jego kopii, ponieważ nie wymaga to żadnych zdolności programistycznych. Każdy kto umie używać programu, jest w stanie pojąć jak to zrobić i z tego skorzystać. Wolności 1 i 3, wolności do analizy i modyfikacji kodu oraz do dystrybucji zmodyfikowanego kodu, wymagają zdolności programistycznych, więc nie wszyscy mogą ich użyć. Są więc osoby, które nie mogą bezpośrednio skorzystać z tych wolności. Ale kiedy programiści przerabiają program i udostępniają zmodyfikowane wersje, to wszyscy mogą – jeżeli tylko chcą – z nich korzystać lub nie. Zatem wszyscy czerpiemy z tych czterech wolności korzyści społeczne, nawet jeżeli nie z każdej możemy bezpośrednio skorzystać.

 

Tu należy dodać, że ci, którzy nie mogą bezpośrednio skorzystać z wolności 1 i 3, mogą czerpać z nich korzyści pośrednio. Załóżmy, że prowadzimy biznes wykorzystujący komputery, ale jednocześnie załóżmy, że nie mamy pojęcia o programowaniu, ponieważ zajmujemy się inną dziedziną. Większość firm nie zajmuje się oprogramowaniem: korzystają z komputerów, ale wykorzystują je do innych celów. Jeżeli stwierdzimy, że dokonanie zmiany w programie spowoduje, że nasza firma będzie działała efektywniej i zarobimy więcej pieniędzy, wtedy warto opłacić programistę, żeby tych zmian dokonał – oczywiście jeżeli cena za tę usługę będzie odpowiednia. Gdy mamy do czynienia z wolnym oprogramowaniem, to wystarczy się rozejrzeć za programistą, który podejmie się tej pracy za odpowiednią według nas cenę. Wtedy skorzystamy z wolności 2, by przekazać kopię kodu aplikacji programiście. Programista skorzysta z wolności 1, żeby przeanalizować kod i wprowadzić zmiany, o które prosiliśmy, a następnie skorzysta z wolności 3 i przekaże nam skorygowaną wersję programu. Jeżeli modyfikacje odpowiadają naszym oczekiwaniom, to płacimy programiście uzgodnioną kwotę za jego pracę.

 

Korzystamy w tym przypadku z faktu, że inni użytkownicy mają wolność 1 i 3; płacimy im za to, żeby skorzystali z tych wolności, a w rezultacie my także czerpiemy z tego korzyści. Ważna część wolnego oprogramowania działa na tej zasadzie i jest to powód, dla którego jest ono bardzo korzystne dla wszystkich korzystających z komputerów firm. Zasługują one – jak i wszyscy inni – na te same cztery wolności, na które zasługuje zwykły użytkownik w swoim codziennym, niekomercyjnym życiu.

 

Wolne oprogramowanie to droga do demokracji

 

Połączenie tych czterech wolności to demokracja. Wolny program rozwija się demokratycznie, pod kontrolą swoich użytkowników. Ponieważ użytkownicy mogą w dowolnym zakresie brać udział w podejmowaniu decyzji o przyszłości programu, to, co będzie dalej się z nim działo jest wypadkową tych indywidualnych decyzji. Oprogramowanie własnościowe jest na drugim biegunie – jego rozwój odbywa się pod dyktaturą autora programu, narzucającego swoją władzę użytkownikom, których może następnie źle traktować i wykorzystać. Po jednej stronie mamy wolności osobiste, solidarność społeczną i demokrację, a po drugiej dyktaturę. Społeczeństwo musi wybrać wolne oprogramowanie i odrzucić własnościowe. Nie ma żadnej wymówki, która pozwoliłaby wytłumaczyć istnienie niesprawiedliwej władzy, którą oprogramowanie własnościowe daje jego twórcom. Nie powinniśmy pozwolić, żeby ktokolwiek miał nad nami taką władzę, należy więc odrzucić oprogramowanie własnościowe. Całe społeczeństwo musi je odrzucić.

 

Celem Ruchu Wolnego Oprogramowania jest wyzwolenie cyberprzestrzeni i wszystkich jej mieszkańców – wszyscy powinniśmy mieć wolność!

 

Projekt GNU

 

Z tego powodu w 1983 roku ogłosiłem plan rozwoju systemu operacyjnego GNU. Nie chodziło tylko o to, że chciałem stworzyć system operacyjny. Oczywiście wiedziałem, że każdy projekt programistyczny będzie ciekawą rozrywką, jeżeli uda mi się go zrealizować, ale nie o to chodziło – powodem była wolność, gdyż w owych czasach nie można było korzystać z komputera i mieć wolność. Komputer nie może działać bez systemu operacyjnego, a wszystkie systemy operacyjne dla komputerów w tamtych czasach były własnościowe, więc nie można było kupić komputera, uruchomić go i być wolnym. Zawsze trzeba było zainstalować własnościowy system, a oznacza to oddanie swojej wolności. Jak mogłem to zmienić? Nie sądziłem, że da się tego dokonać poprzez organizowanie protestów, bo bardzo niewiele osób się ze mną zgadzało.

 

Zamiast tego wpadłem na pomysł, że mogę zmienić sytuację dzięki stworzeniu nowego systemu operacyjnego, a miałem szansę na sukces, ponieważ systemy operacyjne były dziedziną mojej pracy. Będąc autorem, mogłem legalnie uczynić swój system wolnym oprogramowaniem, oddając wszystkie wolności użytkownikom, którzy mogliby korzystać ze swoich komputerów i jednocześnie, dzięki temu systemowi, pozostać wolnymi. Żeby przyspieszyć pracę zaprosiłem do stworzenia tego systemu jako wolnego oprogramowania również inne osoby. Postanowiłem wzorować się na systemie Unix, żeby system był przenośny i można było go uruchamiać na wielu różnych typach komputerów. Zdawałem sobie sprawę, że za pięć lub dziesięć lat komputery będą zupełnie inne, a chciałem, żeby ów system mógł nadal działać i na nich. Ponadto postanowiłem uczynić go kompatybilnym z Uniksem, aby wielu użytkownikom Uniksa łatwo było się na niego przesiąść.

 

Nazwa GNU

 

Nadałem temu systemowi nazwę GNU jako dowcip, ponieważ GNU to rekursywny akronim słów „GNU to nie Unix” (ang. GNU’s Not Unix). Był to szeroko przyjęty w mojej społeczności zwyczaj – skoro tworzysz nowy program, wzorujący się na starym, to składasz mu humorystyczny hołd nadając nowemu nazwę, będącą rekursywnym akronimem mówiącym, że twój program nie jest tym starym. Postąpiłem zgodnie tą tradycją, zwłaszcza że dała mi okazję do skorzystania z najzabawniejszego słowa w języku angielskim. Powodem, dla którego to słowo jest takie humorystyczne, jest fakt, że według słownika „G” jest nieme i wymawia się to słowo „NU” (jak ang. „new” – nowy). Za każdym razem więc, gdy piszesz słowo „GNU”, możesz wymówić je jako „G.N.U.” i otrzymujesz dowcip – może nie najlepszy dowcip, ale za to jest ich kilka. Jednakże kiedy mówimy o systemie, nie należy stosować się do zaleceń słownika. Jeżeli mówimy o „nowym” (NU wymawiane jak ang. new) systemie operacyjnym, wywołujemy zamieszanie. Pracujemy nad nim już około 25 lat, więc nie jest już nowy, ale nadal jest GNU. I zawsze będzie to GNU, nawet jeżeli niektórzy przez pomyłkę nazywają go Linuksem.

 

Jak doszło do tej dziwnej pomyłki? W 1990 roku mieliśmy już prawie cały system, ale brakowało mu jednej zasadniczej części. Fundacja Wolnego Oprogramowania zatrudniła programistę, żeby ją napisał. Ta część to jądro – program, który zarządza zasobami komputera, przydzielając je korzystającym z nich programom. Projekt naszego jądra zajął bardzo dużo czasu, jakoś działa, ale niezbyt dobrze, więc z niego nie korzystamy. W międzyczasie, w 1991 roku, ktoś inny napisał jądro i opublikował je pod nazwą „Linux”. Na początku nie było to wolne oprogramowanie, ale w 1992 zmieniono licencję. W owym czasie kombinacja prawie kompletnego systemu GNU i jednego programu – Linuksa – tworzyła pełny system operacyjny. Wtedy po raz pierwszy w historii powstała możliwość, by kupić komputer PC i używać go, zachowując przy tym wolność dzięki instalacji wolnego systemu operacyjnego – systemu, którym w zasadzie jest GNU, ale zawierającego jeszcze jeden program, Linuksa. Nazywając ten system GNU/Linux lub GNU+Linux wyrażamy uznanie zarówno dla osób, które zaczęły ten projekt, jak i dla twórcy jego ostatniego kawałka.

 

Ceń swoją wolność – ucz innych cenić ich wolność

 

Obecnie dziesiątki milionów osób stosuje system GNU/Linux, może nawet ponad sto milionów. Niestety, jest to nadal niewielki procent wszystkich użytkowników komputerów, a co gorsza większość z nich nadal używa jakichś programów własnościowych, zatem nadal nie uzyskali pełnej wolności. Prawie wszystkie z setek dystrybucji GNU/Linuksa zawierają własnościowe oprogramowanie, albo nakłaniają użytkownika do instalacji i używania programów własnościowych, co oznacza, że nie są w pełni etyczne. Pod adresami gnu.org i fsf.org można znaleźć listę dystrybucji GNU/Linuksa, które są całkowicie wolne i nie nakłaniają użytkowników do wyrzekania się wolności. Ktoś, kto ceni sobie wolność, musi używać jednej z nich; co więcej, skoro ceni wolność, to musi uczyć i innych, by również ją cenili. Jeżeli jest nas niewielu i próbujemy walczyć w obronie naszej wolności, szanse powodzenia są małe, ale jeżeli nauczymy innych cenić wolność i sprawimy, że się do nas przyłączą, nasze szanse stają się wielkie.

 

Dlatego nie biorę udziału w promowaniu otwartego oprogramowania. Otwarte oprogramowanie to w zasadzie sposób mówienia o wolnym oprogramowaniu, ale z wyciszeniem aspektu wolności. Osoby, które zaczęły w 1998 roku korzystać ze sformułowania „otwarte oprogramowanie”, to osoby ze społeczności wolnego oprogramowania, które w ogóle nie chciały podnosić tej kwestii. Z jakiegoś powodu czuli się przez to niekomfortowo, albo nie chcieli, żeby inni poczuli się niekomfortowo, lub też niektórzy zamierzali dystrybuować oprogramowanie własnościowe i nie chcieli dawać swoim klientom powodów do odmowy. Z tych różnych powodów zdecydowali się zapomnieć o wolności, zdecydowali się na inną retorykę, która nigdy nie dotyka kwestii wolności. Nadal jednak, jeżeli z tych pobudek jakieś osoby decydują się na tworzenie wolnego oprogramowania, to ich wkład jest dobry. Mimo to na dłuższą metę nasza przyszłość zależy przede wszystkim od tego, co cenimy. Jeżeli cenimy wolność, to włożymy wysiłek, by ją uzyskać i utrzymać. Jeżeli natomiast nie wiemy, co wolność oznacza, jeżeli nigdy nie słyszeliśmy o takiej koncepcji, to raczej nie podejmiemy takiego wysiłku. Doszedłem więc do wniosku, że promocja otwartego oprogramowania nie ma sensu, ponieważ jest to odwracanie uwagi, z pominięciem najważniejszej rzeczy.

 

Z tego powodu daję wykłady takie jak ten – o wolnym oprogramowaniu. Mam nadzieję, że przyłączycie się do mnie w wysiłku promowania wolnego oprogramowania. Więcej informacji znajdziecie pod adresami gnu.org i fsf.org. Mamy także siostrzaną organizację FSF Europe, z którą można się zapoznać na stronie fsfeurope.org, FSF Latin America pod adresem fsfla.org i FSF India pod adresem gnu.org.in. Serdecznie wszystkim dziękuję!

 

korekta: ionash.

Źródło:

http://razvansandu.zando.ro/2010/07/richard-stallman-prezentarea-video.html

Creative Commons 3


Skomentuj kwahoo Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

27 komentarzy do “Czym jest wolne oprogramowanie i jakie ma znaczenie?

  • kwahoo

    Historyjka: parę lat temu (z 10?) jak Stallman był w Polsce to na wykładzie tradycyjnie tłumaczył co znaczy „free” (wolny czy darmowy). Ktoś wtedy stwierdził, że w Polsce „wolny” też ma podwójne znaczenie: „free” lub „slow”. Chwilę później ktoś rzucił pytaniem: „Ale czy Emacs jest powolny (slow)?”

  • Free

    Trochę przesadził autor z moralnością. To, że ktoś robi program o zamkniętym kodzie i sprzedaje go jest nieetyczny? Nie zgodzę się z tym! Każdy ma prawo brać pieniądze za swoją pracę i robić ze swoim programem co chce, a jeśli komuś to się nie podoba, może użyć innych programów albo sam napisać swój. Zmuszanie innych do tego, żeby robili wbrew własnej woli, za darmo, jest wprowadzaniem niewolnictwa, a to już nie jest wolność. Trochę autorowi pomieszało się znaczenie wolności. Wolność polega na tym, że mogę decydować, czego chcę używać. Mogę nawet używać tego, co jest dla mnie szkodliwe i nikt nie powinien mi tego zabraniać, na tym polega wolność. Teraz z artykułu nasuwa się wniosek, w imię wolności wprowadźmy niewolnictwo.

  • Free

    Czyli to, co napisał autor to nie jest to, co myśli? Potrzebna jest interpretacja tego artykułu? Może by tak autor udostępnił kod źródłowy tego artykułu i podzielił się tym, co miał na myśli, bo widzę, że w tym przypadku to „wolność 0”.

    Demokracja nie oznacza wolności, jak sugeruje autor: „Połączenie tych czterech wolności to demokracja.”. Demokracja pozbawia człowieka wolności, bo większość ustanawia prawo, które obowiązuje wszystkich. A więc będąc w mniejszości nie mam nic do powiedzenia, gdy większość zagłosuje za zakazem sprzedaży lodów waniliowych.

    Cytat:
    „W każdej chwili nasz przyjaciel może powiedzieć: „Ten program jest fajny. Dasz mi jego kopię?” i w tym momencie stajemy pomiędzy wyborem jednego z dwóch złych rozwiązań. Pierwsze to przekazanie kopii programu przyjacielowi i złamanie umowy licencyjnej; drugie – odmowa przekazania kopii programu i podporządkowanie się jego licencji. Kiedy mamy taki dylemat, to trzeba wybrać mniejsze zło, czyli przekazanie kopii programu przyjacielowi i złamanie umowy licencyjnej. Co czyni to zło mniejszym? Jeżeli nie można uniknąć wyrządzenia komuś krzywdy, to lepiej wyrządzić ją temu, kto na to zasłużył – programiście tej aplikacji. Możemy założyć, że nasz przyjaciel to dobry człowiek i dobry członek naszej społeczności, i w normalnych warunkach zasługuje na naszą współpracę, w przeciwieństwie do autora aplikacji własnościowych, który celowo zaatakował solidarność społeczną naszej grupy. Skoro więc musimy postąpić źle względem przyjaciela lub programisty, lepiej postąpić źle względem programisty. Jednak mniejsze zło wcale nie oznacza, że postępujemy dobrze. Nigdy nie jest dobrze zawrzeć umowę, a potem ją łamać – nawet w takich przypadkach, jak ten, gdy umowa jest nieetyczna, a dotrzymywanie jej jest gorsze od jej łamania; nadal jej łamanie nie jest dobre. I jeżeli przekażemy przyjacielowi wspomnianą kopię, to co on otrzyma? Nieautoryzowaną kopię programu własnościowego – a jest to raczej coś paskudnego, prawie tak paskudnego, jak autoryzowana kopia tego programu.”

    Kali ukraść, to dobrze, Kalemu ukraść to źle.

    Daj sobie spokój z moralnością, bo Ci nie idzie.

    Facet kupił program, zawarł umowę i ma jej przestrzegać, jeśli mu się nie podobała mógł jej nie akceptować! Nie ma usprawiedliwienia dla złodziejstwa, dla mniejszego zła. Równie dobrze można kogoś okraść, bo ma milion zł i jak ukradnie się mu 50 000 zł, to nie zbiednieje. Tak, to jest złe, ale nie do końca złe, bo ten, który ukradł potrzebuje pieniędzy, więc ten, który ma powinien się podzielić!

    Złodziejstwo jest zawsze złodziejstwem i nie ma czegoś takiego, jak mniejsze zło!

    Popłynął autor z tą moralnością. Za chwilę usłyszymy, że socjalizm jest świetny!

    Każdy, kto używa oprogramowanie zobowiązuje się przestrzegać licencji. To jego sprawa, że chce być niewolnikiem, chce być inwigilowany. Nie wolno go w żaden sposób wyzwalać z niewoli, z drogi, którą sam obrał.

    Poza tym, dodam, że jestem za wolnym oprogramowaniem i programów z zamkniętym kodem używam wtedy, gdy już muszę, gdy nie ma zamiennika. Używam Linuksa i każdego do tego zachęcam, ale nie w taki sposób.

    @Makson, dałeś ciała z tym artykułem.

  • makson Autor wpisu

    @Free
    Skoro nawet nie widzisz, że fragment który cytujesz, jest sprzeczny z wnioskami jakie z niego wyciągasz, to pisemna polemika z kimś, kto nie potrafi czytać nie ma sensu.
    Pozdrawiam.

  • Singel

    @Free widzę że ciężko Ci idzie pojmowanie.Autor artykułu nawiązał do szpiclowania użytkowników(PRISM)Możesz sobie tworzyć oprogramowanie i sprzedawać je,ale pokaż co jest w środku.MS szpicluje,Apple szpicluje i Google szpicluje.Czerpią zyski ze szpiclowania.MS nie zadaje sobie nawet trudu,żeby porządnie zabezpieczyć swoje systemy.Każdy z nich hakowany jest zaraz na początku.Jak zhakujesz aktywatorem Windowsa 7,to potem przychodzi poprawka dotycząca aktywacji systemu,która specjalnie nie jest zaznaczona.Jeśli ktoś zhakuje Windowsa i cieszy się że ma system płatny za free,to MS też się cieszy,bo użytkownik dostarcza mu masy bardzo cennych informacji.Jak zapłaci za system to radość MS jest jeszcze większa.

  • Tom

    W artykule jest błąd składniowy, otóż nie istnieje coś takiego jak „wolność do”. Może być np. „wolność od”, albo „prawo do”.

  • Grzegorz

    Przyznam, że artykuł „przeleciałem po łebkach” (jestem w pracy), ale zauważyłem pewną niekonsekwencję: w przedostatnim akapicie piszesz „Dlatego nie biorę udziału w promowaniu otwartego oprogramowania.” a w ostatnim „Mam nadzieję, że przyłączycie się do mnie w wysiłku promowania wolnego oprogramowania.” OCK?

  • Grzegorz

    Rzeczywiście. Jakoś umknęła mi ta subtelna różnica: wolne vs otwarte. To pewnie dlatego, że zwykle, jak dotąd, oprogramowanie otwarte jest też wolne i na odwrót. Rzekłbym nawet, że pojęcia te zaczęły funkcjonować zamiennie.

  • etmoon

    Bardzo ciekawy artykuł opisuje w całości różnicę między wolnym, otwartym i komercyjnym oprogramowaniem. Z większością wniosków się zgadzam ale nie widzę przeciwwskazań do używania programów typu Freeware, jeśli nie są one pisane przez jakąś korporację a tylko przez niezależnych programistów.

  • darek

    [quote comment=”54101″]W artykule jest błąd składniowy, otóż nie istnieje coś takiego jak „wolność do”. Może być np. „wolność od”, albo „prawo do”.[/quote]

    Istnieje, istnieje co najmniej od czasów starego piernika Hegla.

  • fffatman

    „Demokracja nie oznacza wolności, jak sugeruje autor: „Połączenie tych czterech wolności to demokracja.”. Demokracja pozbawia człowieka wolności, bo większość ustanawia prawo, które obowiązuje wszystkich. A więc będąc w mniejszości nie mam nic do powiedzenia, gdy większość zagłosuje za zakazem sprzedaży lodów waniliowych.”

    Przez wydawaniem sądów radzę się dokształcić, zamiast kpić i wypisywać kretyństwa o lodach.
    Demokracja stoi, teoretycznie, na straży wolności i dobra ogółu. Pilnuje aby dobro ogółu naruszało wolności jednostek w rozsądnym i uzasadnionym stopniu oraz aby wolności jednych nie naruszały wolności drugich. Nie ma czegoś takiego jak większość. Władzę sprawuje, do czasu, lepiej zorganizowana mniejszość. Nieograniczone rządy „większości” to nie demokracja a ochlokracja – rządy motłochu. Większość… głosów (różnie definiowana) to technikalium podejmowania decyzji. „Większość” w demokracji vel republice (są różne szkoły rozgraniczające te pojęcia) nie ma prawa stanowienia dowolnego prawa. Stąd takie formy jak trójpodział władzy, izonomia czyli równość wobec prawa, handikapowanie strony słabszej (rzeczywiste życie społeczne nie składa się z równych podmiotów, bez handikapowania strony słabszej przez prawo, równość wobec prawa byłaby kpiną). Obywatel ma w demokracji dużo do powiedzenia, do prawa buntu włącznie.

    „Kali ukraść, to dobrze, Kalemu ukraść to źle.”

    To a propos czego? Złodziejstwo, wg. polskich norm prawnych jest enumerowane.

    „Facet kupił program”

    Jeżeli KUPIŁ program to ma prawo uczynić z nim, co mu się żywnie podoba. Pytanie, czy kupił, czy mu się wydawało, ponieważ został celowo wprowadzony w błąd? Czy nie czas aby firmy zaczęły uczciwie sprzedawać usługę lub dzierżawić? I brać odpowiedzialność za produkt/usługę!

    „Za chwilę usłyszymy, że socjalizm jest świetny!”

    A co ty, Q!, wiesz o „socjalizmie”, że se nim mordę wycierasz?

    „To jego sprawa, że chce być niewolnikiem”

    Nie, bo niewolnictwo psuje rynek i społeczeństwo.

    „Każdy, kto używa oprogramowanie zobowiązuje się przestrzegać licencji.”

    I vice versa. Każdy, kto sprzedaje.

    „Używam Linuksa i każdego do tego zachęcam”

    Lepiej używaj czego innego.

  • Spinacie dupy

    Spinacie się, a FREE ma rację. Stallman (którego bardzo szanuję, chociaz nigdy osobiście nie spotkałem, nawet gdy miałem okazję) nagina. Ma chłop sporo racji, mówiąc o tym, że nie wiemy co siedzi pod maską zamkniętego programu, bo nie wiemy, ale nosz szlag. To, ze firmy nastawione na zysk są nieetyczne w stosunku do swoich klientów, to nie znaczy, że developer, który napisał dla mnie program do czyszczenia resetrju w Windzie, czy konwertera muzyki też szpieguje moje wyczyny. Może po prostu nie chce udostępnić swojego kodu bo nie i koniec, kropka. On to stworzył i jeżeli proces twórczy nie naruszył czyjejś własności, nie skrzywdzić kogoś mniej lub bardziej intelektualnie, to jest to jego WOLNOŚĆ do udostępnienia programu w formie binarnej. Stallman właśnie tą wolność ogranicza, narzucaniem swojej wolności, którą zdefiniował na swój sposób pojmowania. Ludzie, myślcie za siebie. Ja bardzo szanuję tego człowieka, ale nie można pozwalać innym myśleć za siebie. Czasami trzeba się wysilić, niekoniecznie po to, by wyciągać sprzeczne wnioski. Po prostu, zeby mieć własne zdanie. Wiem, co koleś przeżył, gdy na jego laboratorium (nie bezpośrednio jego) najechali ludzie z „kontraktami”, ale nie można swoich doświadczeń odbijać na wszystkich. To jest złe. To jest niemoralne.

  • szestkam

    Są dwa obozy, które się spierają i każdy (sic) ma rację. Stallman podając swoje definicje wolności ogranicza wolność programistów, firm do zarabiania. Jeżeli nie chcę mieć własnościowego oprogramowania to go nie kupuję czy też pobieram (bo przecież są bezpłatne programy). Jeżeli programista ma nowatorskie rozwiązanie programistyczne, to przecież ma prawo by na nim zarobić. To przecież nic złego. Po pewnym czasie może je udostępnić. Fajnie jest gdy mogę pobrać program, spodoba mi się, więc się podzielę i nie łamię przy tym żadnych licencji. Moim zdaniem „wolność oprogramowania” to jest budowanie świadomości wśród użytkowników, że mają wybór.

  • knezmej

    Nie zgadzam się, że wolne oprogramowanie jest demokratyczne, bowiem o przeznaczeniu wolnego oprogramowania decyduje KAŻDY użytkownik indywidualnie.
    Jeden (to może być nawet mniej niż 1%; wogóle nie pasuje tu ujęcie proporcjonalności) użytkownik wbrew decydującej większości może zmienić wolne oprogramowanie wg swojej woli (co wynika po części z natury oprogramowania, które jest zasobem nieskończonym i odtwarzalnym, nie ma stosunku do kryterium dobra ogółu) pod warunkiem zachowania uprzednio przyjętych i niezmiennych wspomnianych czterech wolności wolnego oprogramowania – co nadaje temu charakter raczej republikański.
    Wolne oprogramowanie jest nie tyle demokratyczne co egalitarne i wprost, ściśle liberalne (w znaczeniu wolnościowe).

  • lynx

    Ciszej panowie bo Wolne Oprogramowanie może się komuś skojarzyć z wolnymi konopiami i mogą zapragnąć zdelegalizować. Tym z peesu czy solidarnej polski wszystko co wolne może wydawać się zagrożeniem dla ich doktryny trzymania narodu w religijnej ciemnocie.

  • t0m3k

    Ehhh, jestem zwolennikiem wolnego oprogramowania ale aż głowa boli jak czytam te komentarze.
    Co by Stallman powiedział jakbym złamał postanowienia licencji GPL dla „większego dobra”?
    Podałby mnie do sądu prawdopodobnie. I dobrze, złamałem licencję.
    I tak samo z twórcami niewolnego oprogramowania. Jak ktoś robi taki program, sprzedaje możliwość korzystania z programu i użytkownik zatwierdza licencję, w której zgadza się, że nie będzie udostępniał programu innym – to łamiąc ją powinien za to odpowiedzieć.
    Nigdy nie przyznam, że nielegalne rozpowszechnianie oprogramowania jest złem mniejsztm niż zaproponowanie koledze zakupu własnej licencji. Takie teksty powinno się tępić, szczególnie w świecie wolnego oprogramowania.

  • pitu68

    Włączę się do komentarza – w jednym z postów ktoś napisał, że zamknięte oprogramowanie mogę użyć lub wybrać inne – tak, jest to prawdą dla małych aplikacji. Ale praca, która wymusza w taki, czy inny sposób redagowanie wyników w określonym formacie, wymusza stosowanie zamkniętego oprogramowania. Pozostawanie w dylemacie: wykonać, czy odmówić wykonania, często wiąże się z dylematem: zarobić, czy nie, a to już zupełnie inna kwestia. Stosowanie wolności w aktualnym środowisku jest dostępne dla naprawdę zamożnych ludzi. Dlatego ze wszech miar będę popierał rozwój wolnego oprogramowania i w tym kontekście zgadzam się z tezą wykładu. Oczywiście celem pracy każdego człowieka (w tym informatyka) jest zarobek, ale nie popadajmy w zamknięty krąg. operacje na programie (kodzie) dla konkretnego zadania powinny być opłacone tym zadaniem, natomiast stworzenie oprogramowania na potrzeby ogólne, powszechne, powinno stanowić podstawę do zaistnienia na rynku, reklamowanie własnego talentu i wiedzy, czy to dla panów informatyków za mało? Drugą skrajnością są „Twórcy” piosenek – przestańmy ich słuchać, a stracą pracę.
    Reasumując nie ma złotego środka – zostaje osobista uczciwość, którą ocenią sami użytkownicy.
    Pozdrawiam użytkowników wolnego oprogramowania

  • nicki

    @Spinacie dupy
    „To, ze firmy nastawione na zysk są nieetyczne w stosunku do swoich klientów, to nie znaczy, że developer, który napisał dla mnie program do czyszczenia resetrju w Windzie, czy konwertera muzyki też szpieguje moje wyczyny.”
    -To sobie wyobraź że kilka lat temu lat temu używałem pod windą darmowego programu do konwersji o nazwie „Super” z większości stron go usunięto bo zawierał trojana w instalce, wtedy firma która go przygotowała usunęła trojana z instalki i na swojej stronie napisała zapewnienie że program nie zawiera wirusa. Ściągnąłem ten program ponownie i okazało się że instalka faktycznie nie zawierała trojana lecz program aby działać podczas instalacji w tle łączył się z firmowym serwerem i dociągał sobie trojana. Gdyby nie to że miałem zainstalowanego dodatkowego firewalla pewnie bym tego nie zauważył :p

  • adam01

    Powiem szczerze, że autor trochę przesadza. Wolne oprogramowanie jest OK, ale wolność to też kwestia wyboru. Czasami wybieramy to co jest dla nas częściowo szkodliwe. Gdyby tak nie było nikt nie piłby alkoholu czy nie palił papierosów, nie byłoby używek. Zamiast samochodami jeździlibyśmy do pracy rowerami – bo od jazdy na rowerze nie urośnie Ci brzuch. Ludzie nie są idealni i często wybierają drogę wygodniejszą, przyjemniejszą.

  • staszek

    hmm chodzi też o wolność wyboru ,i ,,politykę,, korporacji Microsoft,która wszelkimi wrednymi sposobami zmierza do eliminacji wolnego oprogramowania min prubuja wywirac nacisk na producentow sprzetu , żeby bios nie pozwalał ładowac innych systemow , wPolsce panuje niemal powszechne przekonanie ,że ,,wszyscy używaja windows wiec spzredaje sie komutery z gotowym systemem i nawet jak ktos wyrzuci windos z dysku to i tak zaplaci za niego bo jakis kretyn tak mysli i na tym bazuje microsoft na bezmyslnosci ludzi w polsce zajwisko powszechne -najmsieszniejsze jest ,ze wiekszosc serwerow ,,stoi,, wlasnei na ,,linuxach,, bo te mja najlepsze mzoliwosci zabezpieczen wiekszosc programow narzedziowych tez jest na jadrze linuxa , niemcy ograniczyli wydatki na cyfryzacje dal urzedow i instytucji wiec wprowadzaj sytetemy linuxowe ktore sa zcesto darmowe a te paltne i tak tansze od toprnego windowsa ponadto windows wymusza tez uzywanie lepszego sprzetu a co ze starym ? glupi polski uzrednik kupi nowy za moje min pienadze bop jest leniwy i zbyt glupi zeby zrzumiec ze mozna miec cos lepszego za nizsza cene lub darmowe i ebdzie rownei uzyteczne …..

  • Krzysztof

    Właśnie Microsoft ogłosił swój cudowny plan na najbliższe lata.
    Nadejście systemu chmurowego w wersji Windows 10. Niech ktoś mówi co chce, ale to początek kontroli i inwigilacji jakiej Orwellowi się nie śniło, dodam tylko że nieograniczone dojenie finansowe wszystkich przez monopolistę Microsoft jest tu już tylko nieuchronną konsekwencję ich wspaniałego planu .
    Stalmann ostrzegał przed chmurami i ze smutkiem stwierdzam że miał rację. Mówicie o programach zamkniętych, ale to dopiero będzie zamknięcie, bo odbiera się użytkownikowi nawet tę namiastkę własności jaką jest niezależność programów i systemów od sieci i dostawcy.
    Oczywiście, że internet sam w sobie jest czymś dobrym, ale system chmurowy monopolisty który ma totalną władzę nad twoimi plikami i operacjami to nawet nie tragedia, to apokalipsa!
    Pytanie zasadnicze dokąd to zmierza i o co chodzi cudownej firmie z Redmond, bo w troskę o klienta nie uwierzę.
    Być może jest to plan dalekosiężny będący próbą objęcia kontrolą całej ludzkiej populacji?
    Śmieszne? naiwne?Skoro dzisiaj niemal wszystko jest na twardych dyskach, kultura, edukacja, technologie to chyba o coś chodzi, zwłaszcza, że przeciętny Jaś Kowalski o niczym innym poza Windowsem i jakimś tam Aple nigdy nie słyszał. Zdaje się, że linuks i Open source pozostaną chyba jedyną alternatywą dla ludzi ceniących wolność demokrację, własność i prawo wyboru. Paradoksalnie to właśnie darmowy i przez to nieco socjalistyczny linuks umożliwi w przyszłości niezależność od chmur kontrolowanych, pozwoli na p[rywatną kontrolę własnych zasobów i stanie się narzędziem obrony opozycji w przypadku nadejścia jakichś nowych totalitaryzmów lub groźnych dla ludzi grup korporacyjnych chcących przejąć kontrolę nad światem. Niemożliwe? szalone? spójrzcie na Prism i na to co aktualnie dzieje się na świecie

  • tester

    Najbardziej zniewoleni są ci którzy uwierzyli że są wolni. Wolne oprogramowanie nie istnieje. Gdyż maszyna na której działaja może posiadać ukryte mechanizmy, nadajniki itp. Więc istnieje coś takiego jak iluzja posiadania wolnego oprogramowania.

    Używam linxua jestem wolny !!! A potem maszyna na której pracuje pseudo wolne oprogramowanie, wysyła pewne sprawy nadajnikiem z płyty głównej, lub inną ukrytą przed światem metodą do centrali…

    Więc „wolne oprogramowanie jako pomysł ludzkiego umysłu” jest zamknięte w więzieniu „elektronice produkowanej przez korporacje”