Jest jakiś nowy gostek na jakimś forum Linuxowym, i stara gadka:
zainstalowałem Linuxa i sieć nie działa.
Np na forum Debiana.
Oczywiście o Ubuntu ani słowa, dopiero, jak zaczyna się kombinowanie ze sterownikami, dmesgami, firmwarami, gdy nagle z wyniku dmesg się okazuje się, ze to Ubuntu, i po chwili wiadomo, że to najnowsza wersja NM ( często z git/svn).
Takie same klocki bywały z Grubem, Pulseaudio, i innym diabelstwami, które nawet w Archu Current są starannie przetestowane, a w Ubuntu np kiedyś walnęli gruba w wersji 1.97-alfa-cośtam, i po instalacji nie wstawał system, przez chroota update-grub też nie działał, i przykładowo 9,04 zainstalowałem w ten sposób, że wrzuciłem 8.04 i dwie aktualizacje wydania do 9.04.
Z wiekiem system powinien dojrzewać, i developerzy powinni dojrzewać, a w Cannonical nigdy nie wiadomo, cóż wsadzą do nowego wydania, i co wyjdzie zwalone.
Mnie to już nie dotyczy, ale sytuacja, kiedy "najłatwiejszy system" jest zarazem systemem najmniej przewidywalnym, który potrafi się wywalić w najdziwniejszych okolicznościach, to jest największa wada.
Ze względu właśnie na przewidywalność, ten "łatwy i prosty system dla początkujących" jest dużo trudniejszy od stabilnego Debiana.

Niedawno komuś aktualizowałem stare Ubuntu 11.04 do 13.10, wywalił się już na aktualizacji do 11.10, musiałem ratować /home (Ubuntu ma piękny instalator, ale w przeciwieństwie do np SUSE ten cudny instalator nie proponuje osobnej partycji /home),
wiec zostawiłem na dyziu /home - zrobiłem resize partycji, żeby zrobić miejsce dla /,
i oczywiście ani mini.iso ani standardowy obraz nie działał, a sumy sprawdzałem 2 razy przy nagrywaniu, u mnie w domu.
Udało mi się Pacjentkę w końcu namówić na Debiana, wrzuciłem Mate, i śmiga jak burza.
Tylko godzinę musiałem tłumaczyć, że to praktycznie taki sam system, a nie jakiś mega-pro-trudny hardcore.
Pozdro
