@mlody969
Czyli można powiedzieć, że najbardziej brakuje Ci komercyjnego modelu motywacyjnego w Linuksie

Pewnie znasz tę animację
http://www.youtube.com/watch?v=u6XAPnuFjJc. Atrakcyjnie tłumaczy dlaczego Linux i otwarte oprogramowanie mogło się rozwijać. Jednak całość dotarła do momentu, gdy wszystko robi się już zbyt skomplikowane. Ludzie pracujący na Linuksie potrzebują konkretnych programów o takiej a nie innej funkcjonalności, firmy próbujące wspierać Linuksa sterownikami na pewno nie pogniewałby się na _stabilizację_ ABI i API w kernelu. Na dodatek spirala zależności (bynajmniej nie paczkowych) też sprzysięgła się przeciw wolnościowcom:
Aby Linux był popularniejszy, musi być na niego więcej programów o jakości nie odbiegającej od przyjętych standardów światowych. Ponieważ standardy i wymogi jakościowe robią się coraz rozbudowane, ludzie piszący otwarty soft muszą poświęcać na to pisanie coraz więcej czasu. Idealnie by było, aby poświęcili swoją pracę, a społeczność utrzymałaby ich z dotacji/zrzutki na pensję. Innym realnym graczem są firmy piszące programy dla pieniędzy, ale one zainteresują się Linuksem, gdy będzie popularny. Wracamy do punktu wyjścia zatem.
Drugi element, to ceny oprogramowania - model kapitalistyczny jest bezlitosny. 10 sprzedanych kopii programu w wersja dla Linuksa to mniej niż 1000 sprzedanych kopii w wersji dla Windowsa. We firmach siedzą łebscy gości i wiedzą, że skoro na stworzenie obu wersji trzeba zaangażować dwie ekipy które trzeba opłacić, to 10 kopii sprzedanych (w perspektywie) musi dać taki sam zysk jak 1000. Kto kupi grę dla Linuksa za 200 zł, skoro na Windowsa jest ona dołączana do gazet za 20 zł? Dlatego ludzie drożyzny nie kupują, firmy nie piszą, wracamy do punktu wcześniejszego (można jeszcze rozwodzić się nad pisaniem programów multiplatformowo (np. Java) i to jest jakieś wyjście, kosztem wydajności i jakości samego programu).
Pozostałych grzechów głównych jest wiele. Wygodnictwo i oczekiwanie postępowania wg. utartych przyzwyczajeń. Ludzka hipokryzja (wielu jest krzyczących 'Linux, wolne oprogramowanie, hura, hura' a na co dzień używających i tak Windowsa). Niewiedza nt. oferty programowej - fotograf który nie wie, że do wywoływania zdjęć istnieją programy typu Darktable, Rawtherapee, Rawstudio, Photivo, płatne Bibble i Lightzone, w życiu nie przesiądzie się na Linuksa. Podobnie wieczne utyskiwanie na soft do obróbki video - połowa z narzekaczy nie widziała nigdy Avidemuksa, Cinelerrli (i pewnie wielu innych, nie moja branża), itp. Owszem, można zarzucić, że brakuje wielkiej encyklopedii oprogramowania Linuksowego (coś na kształt
http://linuxappfinder.com - tylko aktualizowanemu częściej i dokładniej) - jednak problemem takiej encyklopedii będzie to, o czym już wspomniano. Po znalezieniu programu zwykły Kowalski go sobie w 70% przypadków nie zainstaluje (brak paczek w repozytorium, brak wskazania miejsca z paczkami dla jego dystrybucji).
Wymodelować system tak, aby dotarł do ogółu jest niezwykle trudno - przynajmniej sama społeczność tego nie zrobi. Próby Canonicala stworzenia dystrybucji dla 'mas' (vide uproszczone Unity, wywalenie możliwości konfiguracyjnych, itp) jest dobre w przypadku ludzi którzy do pracy na komputerze potrzebują tylko przeglądarki WWW i klienta poczty (ew. komunikatora). Pozostali ludzi próbujący pracować na tym systemie dalej będą się zmagali z różnymi michałkami, gdzie główną przeszkodą będzie brak oprogramowania o odpowiedniej jakości.
Żeby nie było złudzeń, jestem sceptycznie nastawiony do mechanizmów kapitalistycznych. Może nawet nie tyle sceptycznie (bo w jakimś stopniu działają), co niechętnie (coś kosztem kogoś). Całą ideologia której @mlody969 czynił wcześniej zarzuty może i wygląda i brzmi utopijnie. Dlatego sporym wyzwaniem będzie dotarcie z ofertą otwartego oprogramowania do do większej liczby użytkowników, jednocześnie nie wpadając w nurt generowania kosztów i wydatków (co pociągnie rzecz jasna za sobą konkretne ceny dla użytkowników). Idealna dla mnie jest koncepcja systemu dotacyjnego - podoba mi się program, wysyłam twórcy/twórcom 10$. Nie podoba, lub nie korzystam, nie wysyłam. Społeczność opensource zdaje się trwać w końcu lat 90siątych ubiegłego wieku, kiedy szczytowym osiągnięciem był program z gui i z dwoma przyciskami. Teraz czasy są inne, wymagania od oprogramowania też inne i coraz większe. A ludzi którzy chcą stać obok kapitalistycznych trybików (przynajmniej częściowo) jest sporo, a co im po sztywnych cenach jakościowego oprogramowania własnościowego, skoro ono nie rozwija się tak dynamicznie (poprawki raz na rok?), nie ma się wpływu na jego rozwój (listy do twórców z propozycjami?), ograniczono ich gwarancję działania (wystarczy poczytać licencję MS), sięga coraz głębiej i głębiej do naszej kieszeni, itp.