Liczy dziewięć stron, dlatego tak liczne cytaty:
Za długie, nie przeczytam...
Dla Sokratesa myślenie to był dialog – z kimś albo z sobą samym. W grece homeryckiej nie da się właściwie opisać procesów myślowych, tak jak to czynimy dzisiaj: „czytając” swój umysł.
W kulturze oralnej pamięć jednostkowa pełniła rolę biblioteki publicznej. Zastanówmy się: ile stron (poezji, prozy) znamy teraz na pamięć? Ludzie z pokolenia moich dziadków recytowali z głowy długie ustępy klasyki, i to w podeszłym wieku.
Kiedy uczysz się ze słuchu i polegasz wyłącznie na pamięci, nie masz odruchu kwestionowania usłyszanego – najważniejsze, by wpierw wiernie zapamiętać przekaz. Nastawienie interpretacyjne i całe instrumentarium nowożytnego myślenia krytycznego powstały dopiero dzięki upowszechnieniu pisma.
Zauważyłem u siebie następujący objaw: sama m o ż l i w o ś ć dostępu do sieci (wejścia w tryb myślenia a la Google) czyni niezwykle trudnym skupienie się i pracę nad tekstem w tradycyjny sposób. Muszę fizycznie odciąć się od dopływu informacji, żeby umysł przestawił się na „myślenie książkowe”, przestał skakać po skojarzeniach i domagać się coraz to nowych bodźców uwagi. Ale nie wystarcza zamknięcie przeglądarki czy odejście parę kroków od komputera – bo nadal w i e m, że od strumienia informacji dzieli mnie jedna decyzja, jedna sekunda; umysł czeka w gotowości.
Google to oczywiście symbol i soczewka ogółu procesów cywilizacyjnych i nowoczesnych technologii, które po rewolucji komputerowej zmieniają nasze życie. A zależności biegną w obie strony: znaczenie ma nie tylko sposób, w jaki odbieramy treści, ale też to, jak je tworzymy.
W czasie – bo nie zamarza nigdy do postaci konkretnej, niezmienialnej. Otwórz w Wordzie Biblię, naciśnij klawisz – już zmieniłeś Pismo Święte. W pewnym sensie oznacza to koniec myślenia interpretacyjnego rozwiniętego w tradycyjnej kulturze pisma – słowo znów utraciło stałą, obiektywną postać.
W przestrzeni – bo prosta operacja w edytorze wycina, mnoży, przekleja całe bloki tekstu. Ta zgubna łatwość przesuwania i zmieniania toku opowieści przenosi się wprost na rytm narracji we współczesnej literaturze. Redaktorzy i korektorzy walczą z nowym rodzajem błędów powtórzenia: dublują się nie pojedyncze słowa, a długie fragmenty – autor tyle razy stosował „kopiuj-wklej”, że zapomniał, co gdzie przekleił. Nawet w jego umyśle tekst się roztopił i rozpłynął.
Google Chrome, ma pasek kart i wielofunkcyjną nową kartę, natomiast minimalizmu brakuje w menu kontekstowym. Popatrzcie tylko na produkt Apple - Safari. Brak paska kart, brak reklam, minimalizm w menu kontekstowym, teraz także wygodne czytanie.
Proszę sobie przedstawić czytanie jako proces: lampa umysłu oświetla pogrążony w mroku fresk językowy. Dziś czytamy inaczej, bo wymontowano nam z głów reflektory, zastępując je chirurgicznymi latarkami.
I nie jest w tej ewolucji osamotniona: połączenie długich form narracyjnych z wrażliwością guglową uznaję wręcz za symbol kultury pierwszej dekady XXI wieku – bo to także czas niebywałego wzrostu popularności telewizyjnych form serialowych: te tasiemce ogląda się w wielogodzinnych maratonach; seriale stały się dla nas domyślną metodą „opowiadania świata”. Również sesje gier komputerowych trwają godzinami (niekiedy przez całą noc).
Tak naprawdę jednak to nie blogi określają dzisiaj kierunki rozwoju komunikacji sieciowej. Jej ciężar przeniósł się na komunikatory jeszcze szybsze i skrótowe, jak Twitter czy Blip, które mają im właściwe modele narracji („opowiedz swój stan ducha w 140 znakach”); a także na tekstowe i pozatekstowe aplikacje serwisów społecznościowych.
Gdyż wszystko wskazuje, że dominacja słowa w sieci to etap przejściowy, bo stanowiący bezpośredni skutek ograniczeń technologicznych w metodzie wprowadzania i prezentacji danych, a zwłaszcza zarządzania nimi, organizacji, przeszukiwania itp. Po prostu operacje na dźwiękach, grafice, filmach były i nadal są trudniejsze do zaklęcia w tani i wygodny dla użytkownika software i hardware – niż operacje na tekście. Wszelako branża pompuje tu w badania i rozwój coraz potężniejsze sumy i należy się spodziewać, że formaty audio i wideo stopniowo przejmą większość użytkowo-komunikacyjnych funkcji tekstu.
Jak wtedy zmienią się nam mózgi? W jaki sposób do tych zmian przystosuje się książka? Tego nie sposób jeszcze przewidzieć – jednak optymistycznie nastraja sama ta plastyczność literatury, żywotność wobec ofensywy nowych mediów nawet gatunku tak konserwatywnego jak powieść.
http://tygodnik.onet.pl/33,0,51179,4,artykul.html