Debian instalowany z płyty instalacyjnej CD1 ma od razu wbudowane Gnome i Synaptica, takiego jak Ubuntu.
Różnica jest w sposobie instalacji, Debian ma instalator tekstowy, obsługiwany klawiszami kursora, za to Ubuntu klikany myszką
Po za tym instalacja jest taka sama, komunikaty te same.
I przy takiej instalacji w ogóle nie trzeba dostępu do sieci, można ją skonfigurować później.
Ma tez od razu trochę niepotrzebnego softu, jak zwykle w Gnome czy Kde.
I ta różnicę (widoczna również w Ubuntu), że ściągasz nie 180 MB płyty iso i potem 400MB oprogramowania, w przypadku tej płyty ściągasz 670 MB obrazu iso.
Z ta różnicą, co miałem również w Ubuntu, ze im mniejszy obraz iso, tym mniejsze ryzyko błędu przy zapisywaniu takiego obrazu.
A kiedy instalator instaluje pakiety, to dla każdego z osobna sprawdza sumy kontrolne i podpisy cyfrowe, i dlatego w mojej opinii lepiej instalować środowisko graficzne przez instalator z netu, niż z płyty CD.
Po prostu mniejsze ryzyko błędu, to wszystko.
A czy ciągniesz 670 MB płyty ISO, czy 180 MB płyty ISO + 490 MB pakietów ściągnie instalator, to naprawdę dla łącza żadna różnica.
Megabajt to megabajt, czy ściągniesz go tak czy tak.
I tu nie trzeba żadnego geekka, tylko zapisania sobie na kartce 5 czy 10 poleceń konsoli, żeby dokończyć instalację.
Żadna magia.
Wiec zamiast dyrdymały o strasznym Debianie wypisywać, spróbuj go zainstalować w Virtualboxie, żeby zobaczyć, jak to działa.
A co do konsoli, to proponuję odpalić wicd-gtk, wpagui, network-config, gparted, firestarter czy users-admin w konsoli.
Bo jedyna straszna rzecz w konsoli, to ściągnięcie
skryptu sgfxi, który automatycznie zainstaluje ster do nvidii/ati.
No i ewentualnie stworzyć plik
/etc/asound.conf i wkleić do niego np
taką zawartość.
Rzeczywiście, niewyobrażalnie trudne zadanie.
Natomiast we wszystkich systemach operacyjnych i ich instalatorach zdarzają się błędy, i tu żaden system nie wyróżnia się znacząco od innych.
To by było na tyle
