Bit.Trip Runner – o grze słów kilka wróbla Ćwirka 10


Bit.Trip RunnerKażdy, kto słyszał o Humble Indie Bundle, słyszał też o grach, które są w tej akcji dostępne. Nie jest więc zbytnim zaskoczeniem, że opisywaną grę można dostać za dowolnie wybraną kwotę, jak również nieciężko zgadnąć skąd autor artykułu zdobył kopię tej gry (Torr… eeee, HIB4). Poza Shankiem, o żadnej z wymienionych tam gier wcześniej nie słyszałem, o żadnej z nich na podstawie filmiku nic się nie dowiedziałem. I dziwnym zbiegiem okoliczności, wśród sprawdzanych przeze mnie tytułów, Shanka nie ma. Dodatkowo, na włączenie czekają również tytuły z poprzedniej edycji Bundle, które można dostać w pakiecie. I z tego całego galimatiasu najwięcej uwagi przykuł Bit.Trip Runner.

Bit.Trip Runner, czyli biegnij, biegnij, no i dla odmiany biegnij. Gdy już dobiegniesz, czeka Cię kolejny bieg. A jeśli, choć strzeżesz się tego bardziej niż seriali w Polsacie poczujesz chłód czarnej cegły na swym pikselowym czole, ockniesz się… nie, nie w białej sali szpitalnej, a na początku swego biegu. Po krótkim, bojowym tańcu, pobiegniesz jeszcze raz. Nie wiem, co za tym stoi. Czy to wbudowany w psychikę strach przed lewą, przesuwającą się krawędzią ekranu, czy może naturalna, zakodowana w bitach miłość do joggingu? Mniejsza o to, ważne jest, by nie zatrzymać się nawet na moment. Gdy ujrzysz błogosławioną, czarno-białą szachownicę na ziemi? podłodze? bieżni? też będziesz przebierać nogami (te sześć pikseli to chyba nogi; ewentualnie tak właśnie wizualizuje to moja wyobraźnia), choć zazwyczaj w tym momencie z Twego ciała, istny cud, wydobywać się będzie tęcza.

Ale co w tym ciekawego? Na Twoim torze poustawiane są liczne, choć niezbyt zróżnicowane, przeszkody (i tak, nie ma jak, ani kiedy, nawet od biedy, się im przyjrzeć). Każda z nich wymaga jakiejś akcji, aby móc skutecznie biec dalej. Do jedenastego poziomu były to cztery akcje, wymagające, a jakże, czterech klawiszy. Skok (spacja), kopniak (strzałka w lewo) i ślizg (strzałka w dół), trampolina (strzałka w górę). Brzmi zbyt prosto? Już kombinacja trzech różnych z rzędu wymaga niezłej gimnastyki palców, dochodzi do tego odpowiednia synchronizacja i robi się skomplikowanie. Mało tego, każdy poziom to niezły kawałek trasy, którą trzeba przebiec na raz, a każde potknięcie skutkuje powrotem na sam początek. Nie ma regulacji poziomu trudności, w związku z czym nad jednym poziomem można zajechać klawiaturę i nauczyć się go na pamięć. A podobno na końcu każdego świata (są trzy po dwanaście poziomów) czeka Boss. Nie wiem jak to wygląda, ale już się boję. Jeszcze raz powtórzę, to nie Half-Life 2, gdzie nawet na trudnym poziomie miejsc, gdzie można się zaciąć jest raptem trzy, czy inny, współczesny samograj, dostosowany do masowej publiki, która wymaga rozrywki lekkiej i łatwej. Lekko jest, łatwo na pewno nie. W podejściu do gracza jest widoczny powrót do końca XX wieku, kiedy gry dla dzieci były trudne nawet dla platformówkowych wyjadaczy (ktoś nie wierzy? Proszę przejść Lwa Leona, nawet na kodach).

Jak to wygląda? To zależy od punktu siedzenia. Grając, nie potrafię się skupić na żadnym punkcie ekranu, patrzę gdzieś w przestrzeń, bo akcja jest tak szybka i jest tak kolorowo. Mogą rozboleć oczy. Z drugiej strony, siedząc obok i zaglądając przez ramię, można przyjrzeć się dokładniej co tam widać. Wszystko poza ludzikiem jest trójwymiarowe, choć stylizowane na czasy, gdy królowały gry tak ładne, jak Montezuma, czyli piksel na pikselu. Tło niezbyt rozprasza, cały czas coś się porusza, obserwują nas klockowate dziwaczne stwory, a przegrać można obrywając skaczącą kostką. Koncepcja jest spójna, i choć nie jest to Braid, to wygląda po prostu ładnie.

Ciekawy aspekt stanowi muzyka. Dziwne, elektroniczne dźwięki i melodie, których obfitość zależy od wskaźnika combo, który zależy od liczby zebranych plusów, a które porozmieszczane są w odpowiednich miejscach trasy. Czyli, im dalej dobiegniesz, tym fajniejsza muzyczka przygrywa. Ogółem świetnie wpisuje się w stylistykę gry, zaś w samą muzykę wpisują się nasze poczynania. Nie wiem, czy celowo, ale każdy nasz podskok, zebrane złoto (ach tak, za złoto mamy punkty, zaś za całe możliwe złoto w danym poziomie, poziom bonusowy retro; tylko kto by się przejmował złotem, kiedy walczymy o przeżycie), czy inna akcja wydająca dźwięk jest rytmicznie wpasowana w muzykę i dokłada do omawianej swoje dźwięki. Efekt przypomina pewną flashową grę indie (nie pamiętam tytułu, może ktoś grał), w której klikając odpowiednie guziczki zdobywało się punkty, ale i tworzyło muzykę. Leciało to jakoś tak: Point, click… Point, click…

Tak na podsumowanie, po tym sążnistym opisie przyznam, że nie wiem co mi się w tej grze tak podoba. Nie jest to rewolucyjna koncepcja, nie ma rewelacyjnej grafiki, nie wymaga większego zaangażowania. Po prostu siadam i na godzinę mnie nie ma (potem ja już jestem, ale klawiatury niet). To skakanie i bieganie wciąga, bo wciąż sobie powtarzam, jeszcze ten jeden raz i zaczynam pisać swoją grę. Dla jasności dodam, że jeszcze nie włączyłem żadnego edytora, nie mówiąc już o wklepaniu „#include <iostream>”. W momencie w którym piszę, do końca Humble Indie Bundle zostało jakieś 5 godzin, więc jeśli kogoś zachęciłem, warto wyciągnąć te kilka dolarów, żeby dostać gry. A gdy już wyciągniesz 3 dolary, sięgnij po następne 3 i ściągnij gry z poprzedniej edycji. Nie zapomnij zaznaczyć, że Twój udział ma się liczyć do Linuksa! Może dzięki temu doczekamy się czegoś więcej niż gry indie na ten system. A przepraszam… po co coś więcej?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

10 komentarzy do “Bit.Trip Runner – o grze słów kilka wróbla Ćwirka

  • Dlaczego

    Po prostu pomyślałem sobie, że najzwyczajniej w świecie zapomnieliście. Pojawił się nowy artykuł, a poniedzielnika nie było, stąd moje pytanie.

    Szczęśliwego nowego roku!

  • Damek

    No to mam peszka – właśnie „bit.trip runner” to pierwsza gra z HIB-ów, która u mnie najzwyczajniej w świecie się nie odpala. Aż mnie ciekawość zżera.. Na szczęście moim głównym celem był „Super Meat Boy” – i się nie zawiodłem – genialna gierka. Na mojej liście najlepszych gier indie jest jak na razie na 3. miejscu (zdyskwalifikowała „Trine”), zaraz po „World of Goo” i „Braid”.

  • pawiecki

    Również miałem cichą nadzieję na Poniedzielnik (lub nawet Powtornik) ale każdy ma prawo do wypoczynku w Święta, szczególnie, że takie „krótkie” w tym roku 🙂

    A wracając do tematu to całkiem zacny wpis. Co do gry to nie wiem, może mi się tylko wydaje ale czasem mam wrażenie, że pomiędzy naciśnięciem klawisza a skokiem postaci jest dziwna rozbieżność czasowa. Raz zadziała szybciej, raz wolniej a przy tego typu grach takie rzeczy są dość istotne. Może to wina klawiatury, może komputera a może tracę czucie w dłoniach i mi się zdaje. W każdym razie gra i tak wciąga niczym przeprawa przez bagna 😉

    PS mimo iż HIB4 dobiegło końca to myślę, że częstsze opisywanie gier na łamach czytelni może być ciekawym urozmaiceniem.

  • PL_kolek Autor wpisu

    Co do rozbieżności czasowej między naciśnięciem klawisza, a reakcją gry, to wypowiadać się nie mogę, bo (wstyd przyznać) akurat tę grę uruchamiałem na Windowsie i tam czegoś takiego nie zaobserwowałem. Przy dużej rytmice gry może to być problem. Na pocieszenie dodam, że problemy z działaniem gier mam właśnie na Windowsie (Jamestown nie odpala, Meat Boy się sypie itd). Crayon Physics na Ubuntu ma dziwny problem w fullscreen (nie da się dosunąć kursora do prawej krawędzi ekranu).

    Myślałem o tym, żeby opisać więcej gier z tego i poprzedniego HIBa, ale nad żadną jeszcze nie siedziałem tyle, żeby móc w miarę rzetelnie ją opisać. Czuję, że Meat Boyowi czy właśnie Crayon Physics Deluxe mógłbym wyrządzić krzywdę przy moim obecnym poziomie znajomości tych gier. Ale jak znajdę czas, to coś postaram się napisać

  • pawiecki

    Również grałem na Windowsie, więc może to wina klawiatury bo spacja jest lekko luźna u mnie. Co do Super Meat Boy’a to na Windowsie jest słabo ze stabilnością. Nie testowałem na Ubuntu, gdyż musiałbym znów pobierać paczki a już mi się transfer netu skończył :/ W Meat Boy’a grałem dłuższą chwilę i dobija mnie płynność… Jest podobnie jak w przypadku Binding of Isaac – więcej animacji/elementów = lag. Co prawda komputer ma już swoje lata ale przecież to tylko gra w 2D.

    Póki co Meat Boy, pomijając kwestię płynności, jest u mnie wysoko na liście gier Indie. Świetna grywalność, dobra fizyka, sterowanie przypomina mi grę „N” co jest na plus, do tego podoba mi się zakręcony styl twórców gry, zmiany postaci i kilka innych fajnych rzeczy 🙂