Chromebooki w natarciu 13


google-vs-windows Gdy w 2010 roku firma Apple zaprezentowała iPada, odzew w mediach był bardzo nieprzychylny. Redaktorzy często podkreślali, że nikt nie będzie chciał kupić przerośniętego iPhone’a, który nie nadaje się do telefonowania i jest nieporęczny w użytkowaniu. Podkreślali też, że wszystkie wcześniejsze tablety z Windowsem okazywały się porażkami. Dzisiaj tablety są na fali wznoszącej i zmieniły topografię rynku komputerów nie do poznania. Podobnie, gdy w 2011 roku Google zaprezentowało pierwsze Chromebooki, spotkały się one z bardzo chłodnym przyjęciem. Po co mi laptop, na którym mogę uruchomić jedynie przeglądarkę internetową, skoro na normalnym laptopie mogę uruchomić i przeglądarkę, i wiele innych programów? A jednak Chromebooki zaczęły zyskiwać uznanie użytkowników i bardzo szybko adaptują się na rynku. Czyżbyśmy stali w przededniu kolejnego przełomu na miarę iPada, ale tym razem z Linuksem w tle?

 

Czym jest Chromebook?

 

Najkrócej mówiąc – Chromebook to laptop, na którym fabrycznie zainstalowano nie Windows, a Chrome OS. Chrome OS jest zaś dystrybucją GNU/Linuksa, której rdzeń stanowi Gentoo (pierwotnie było to Ubuntu), lecz wszystko, czego doświadcza użytkownik, to w zasadzie stuningowana przeglądarka Google Chrome. System posiada ponadto sporo przydatnych technicznych rozwiązań. Nie ma ani BIOS-u, ani UEFI. Firmware tych komputerów to otwarty coreboot, dzięki czemu system włącza się i wyłącza błyskawicznie. W Chrome OS wbudowany jest mechanizm automatycznych aktualizacji, które nawet nie zawracają użytkownikowi głowy. System jest maksymalnie zoptymalizowany pod działanie przeglądarki internetowej. Chromebooki to zazwyczaj tradycyjny sprzęt x86 (na którym do tej pory Linux nie miał dużych udziałów), ale ze względu na to, że Open Source na każdej architekturze czuje się jak w domu, pojawiają się też modele laptopów z procesorami ARM. Szybkość, bezpieczeństwo, długi czas pracy na baterii – to główne zalety tych komputerów.

 

Na co komu Chromebook?

 

Najpopularniejszym argumentem przeciw Chromebookom jest to, że na tradycyjnym laptopie z Windowsem też można zainstalować przeglądarkę Google Chrome, a ponadto wiele innych aplikacji. Jest to prawda, a Chromebook na pewno nie jest w stanie zastąpić każdego komputera i zaspokoić wszelkich potrzeb. Jednak sposób, w jaki użytkownicy korzystają z komputerów, drastycznie się zmienił w ostatnich latach. Dziś mało kto słucha muzyki z olbrzymiej kolekcji zgromadzonej na dysku, na ogół do słuchania muzyki włącza się dziś Spotify lub YouTube. Podobnie filmy – obecnie jest już normą strumieniowanie ich z serwisów internetowych, takich jak Netflix. Dzisiejszy użytkownik spędza większość czasu przed komputerem korzystając z Facebooka lub innych serwisów internetowych. Dobra przeglądarka internetowa stała się więc najważniejszym programem, a użytkownik rzadko potrzebuje czegoś innego. I nawet tutaj Chromebook nie wymusza konieczności gwałtownej zmiany przyzwyczajeń. Dokumenty można przeglądać i edytować przy pomocy Dokumentów Google i Quick Office, multimedia można odsłuchiwać i oglądać również z lokalnie podłączanych nośników – można też skopiować je na dysk twardy, który jest zsynchronizowany z Dyskiem Google, przez co dostęp do nich ma się wszędzie. Oczywiście Chromebook nie umożliwi odpalenia większości gier komputerowych, czy specjalistycznych aplikacji, ale bądźmy szczerzy – ile komputerów do tego celu jest potrzebnych w jednym gospodarstwie domowym? Może Chromebooki to jedynie przeglądarka internetowa, ale za to najlepsza, z jakiej można korzystać – a przecież w obecnych realiach to właśnie przeglądarka jest najważniejsza.

 

A co na to klienci?

 

Rynek PC-tów ciągle jest na równi pochyłej i dna nadal nie widać. Inicjatywa Intela, powzięta by powstrzymać te trendy – Ultrabooki – okazała się porażką. Tych charakteryzujących się krótkim czasem pracy na baterii, pozbawionych większości portów, dedykowanych kart graficznych i kosztujących więcej od AirBooków Apple laptopów zupełnie nikt nie chce kupować, a nawet przylgnęła do nich opinia „błyszczących urządzeń dla idiotów”. Podobnie ostatni produkt Microsoftu, czyli Windows 8 z nowym kafelkowym interfejsem, jedynie wyobcował użytkowników i przyspieszył ich migrację na tablety i smartfony. Gartner właśnie ogłosił, że 3 kwartał 2013 roku jest szóstym pod rząd, w którym rynek PC się kurczy. Nic więc dziwnego, że producenci komputerów są sfrustrowani i poszukują alternatywnych rozwiązań. Jest to zatem dobry moment na debiut nowego rodzaju laptopów. Ograniczenia Chromebooków będą wyolbrzymiać jedynie te osoby, które nigdy z nich nie korzystały, lecz gdy ktoś już spróbuje, to szybko się przekona, że pozostało dziś niewiele zadań, do których jest potrzebny tradycyjny komputer. Wobec tego Google musiało wykonać bardzo trudne zadanie – wypromować nowy sprzęt tak, aby potencjalni klienci mieli okazję go wypróbować. Trzeba przyznać, że poradzili sobie z tym perfekcyjnie. Dzisiaj 2 z 3 najpopularniejszych laptopów na Amazonie to właśnie Chromebooki:
amazon_chrome
W USA Chromebooki już dziś stanowią od 20 do 25% tanich, i od 4 do 5% wszystkich laptopów. Nie bez znaczenia dla pierwszego z tych wyników jest fakt, że Chrome OS jest darmowy. Drugi wynik może już nie wygląda tak imponująco, ale należy pamiętać, że liczba sprzedawanych Chromebooków stale rośnie, podczas gdy sprzedaż tradycyjnych laptopów spada. Ponadto Google zdecydowało się ostatnio na zmiany w interfejsie Chrome OS, które upodobniają ten system do Windows 7, tak więc dziwnym zrządzeniem losu Chromebook może stać się bezpieczną przystanią dla osób obawiających się zmian w obsłudze najnowszych edycji Windowsa.

 

A więc rewolucja na miarę iPada?

 

Raczej ewolucja. Apple ma bardzo silną reprezentację lojalnych fanów. Gdyby ta firma nagle ogłosiła, że tworzy iBlender w cenie premium, to za miesiąc wiele osób obnosiłoby się z nowym wynalazkiem Apple. Nic zatem dziwnego, że iPady tak szybko znalazły szerokie grono nabywców, a w konsekwencji rynek tabletów gwałtownie rośnie. Google takich klientów nie ma zbyt wielu. Rozwiązania Google stosują te osoby, które je wypróbowały, stwierdziły, że są użyteczne i w konsekwencji się do nich przekonały. Google ma więc zazwyczaj trudne zadanie na starcie. Wygląda na to, że zostało ono właściwie wykonane, a Chromebooki przekroczyły pewną masę krytyczną. Może i początki są skromne, ale tak samo było z Androidem. Dzisiejsza sytuacja na rynku laptopów z małym, ale rosnącym Chrome OS oraz potężnym Windowsem do złudzenia przypomina sytuację na rynku mobilnym sprzed kilku lat – z małym, ale rosnącym Androidem i potężnym Symbianem.
 

korekta: ionash.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

13 komentarzy do “Chromebooki w natarciu

  • mrz

    Sam przyglądam się uważnie rosnącej popularności chromebooków. To co jest ich siłą napędową to zaplecze, wszystko to, co określimy ogólnie mianem supportu. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że wsparcie oferowane jest przez przedsiębiorstwo, do którego należy najpopularniejsza wyszukiwarka, które ma swoją przeglądarkę, własny mobilny system i kolejnych kilkanaście wiodących rozwiązań software i hardware, wszystko to jest argumentem przemawiającym „za” chromebookami. Im bardziej Google przywiąże do swoich produktów użytkowników, im bardziej wsparcie będzie kompletne, tym pozycja chromebooków będzie silniejsza.

    Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale najnowszy chromebook posiada gniazdo do ładowarki identyczne jakie używane jest w smartfonach. Drobiazg, który jednak świadczy o poważnym traktowaniu potencjalnych użytkowników. Drobiazg, który jest przykładem właśnie zaplecza.

    Kolejnym argumentem przemawiającym za rozwiązaniem oferowanym przez Googla jest otwartość. Fakt, że Chrome OS bazuje na GNU/Linux, jednak propozycja Googla ukierunkowana jest na przywiązaniu użytkownika do własnych rozwiązań software. Ja wolę otwartość rozumianą jako możliwość zainstalowania na chromebooku rasowego desktopowego system GNU/Linux (w sieci znajdziemy takie opisy). Byłaby to pierwsza czynność, którą bym wykonał.

    Na pytanie, czy przesiadłbym się dzisiaj na chromebooka – moja odpowiedź brzmi dzisiaj – nie. Chrome OS zmuszałby mnie do zmiany wielu przyzwyczajeń a przede wszystkim do rezygnacji z aplikacji, bez których nie wyobrażam sobie codziennej pracy. Nie mam też zamiaru powierzać całej swojej prywatności w ręce Googla. I tak wie o mnie dość dużo, w mojej ocenie – zbyt dużo. Jak mogę staram się mu tego nie ułatwiać.

  • Teodorek

    Właściwie Google buduje własny monopol w dostępie do informacji. W pełnii dobrowolnie miliony ludzi przekazuje korporacji poufne dane. Dla mnie osobiście chromebook to wygoda, ale także znak czasów. Megakorporacja z pełnym portfolio większości ludzi na świecie.

  • whyduck

    „Dziś mało kto słucha muzyki z olbrzymiej kolekcji zgromadzonej na dysku”.. Słuchanie muzyki z komputera to jak chodzenie na kolację do „restauracji” MD. A tym bardziej słuchanie muzyki przesyłanej siecią. To nie muzyka, tylko dźwięki muzykopodobne, skompresowane, przetworzone, do słuchania co najwyżej w hałasie miejskim.
    Muzyki słucha się z płyt CD, HDCD, na sprzęcie do tego przeznaczonym.

  • quadro555

    [quote comment=”55000″]„Dziś mało kto słucha muzyki z olbrzymiej kolekcji zgromadzonej na dysku”.. Słuchanie muzyki z komputera to jak chodzenie na kolację do „restauracji” MD. A tym bardziej słuchanie muzyki przesyłanej siecią. To nie muzyka, tylko dźwięki muzykopodobne, skompresowane, przetworzone, do słuchania co najwyżej w hałasie miejskim.
    Muzyki słucha się z płyt CD, HDCD, na sprzęcie do tego przeznaczonym.[/quote]
    Bez przesady, ja należę do większości której słoń nadepnął na ucho i nie słyszę różnicy. Czego sobie i innym życzę.

  • mr_x

    Bez przesady, ja należę do większości której słoń nadepnął na ucho i nie słyszę różnicy. Czego sobie i innym życzę.

    Aż tak źle życzysz innym ludziom? 😉

    A tak na poważnie, to Chromebooki mogą być ciekawe właśnie dla „ludzi Facebooka”, ale dla bardziej wymagających nie nadają się zupełnie. I nie jest to wcale mniejszość, bo znam sporo osób, które używają komputera do pracy, jak ja.

  • Nemo

    @mr_x
    Zgadzam się w 100%. Zastosowanie Chromebooków, Ajcośtam, smartfonów i innych tego typu wynalazków jest wyłącznie DOMOWE (lub PRYWATNE). Komunikacja, rozrywka (muzyczka, filmiki, fejsbuk), grzebanie w sieci (szukanie informacji), prosta obróbka zdjęć i bardzo proste prace biurowe (podanie o urlop, raz w roku PIT itp.) – owszem. Tak robię w domu ja i tak robi być może większość klientów na rynku (stąd opłaca się firmom w to inwestować!). Ale informatycy, graficy, inżynierowie, a nawet księgowi potrzebują czegoś więcej niż przeglądarki do konta Google…

  • gregor2

    Chromebooki zostały pomyślane jako zastępstwo dla netbooków (małe, lekkie, tanie, słabe i stworzone wyłącznie do przeglądania internetu i może robienia notatek), i w tej roli sprawdzają się doskonale. Raczej szybko nie zastąpią standardowego komputera, ale jako drugi, przenośny „notatnik” z dostępem do internetu (np.: dla studentów) ma szansę powodzenia. Pewną zaletą Chromebooków jest też fakt, że większość danych jest przechowywana w chmurze, więc jeśli go stracimy (a nasz portfel cierpi na otyłość) wystarczy że kupimy nowy i nie zauważymy różnicy.

  • sss3

    Gdyby Microsoft zrobił coś takiego to by była wielka wrzawa obrońców prywatności, niezależności i otwartości. Widać Google ma niesamowitych speców od PR (i słusznie).
    Co z tego, że Chrom OS czy Android są oparte na Linuksie skoro ten Linux służy wyłącznie do uruchomienia własnych programów?
    Niedawno był tu dobry artykuł o tym, kto naprawdę ma kontrolę nad naszymi komputerami. No a kto ma kontrole nad Chromebookiem skoro nawet aktualizacje są w pełni automatyczne a dane użytkownika leżą w chmurze?
    Telefon z Androidem, laptop z Chrome OSem, wszystkie dokumenty w Google Docs, maile oczywiście w Gmailu a ludzie się martwią tym, że Facebook pozwala wyszukiwać ich publiczne statusy…

    Co do użyteczności. Sporo osób używa systemu operacyjnego tylko po to by włączyć przeglądarkę. Może nawet większość. (Zresztą sprawy idą w tym kierunku, żeby coraz więcej rzeczy robić przez www. Pamiętam czasy gdy webmail był nowością u dostawców skrzynek mailowych, ciekawe czy teraz choć z 10% użytkowników potrafi korzystać z klienta poczty.) Dla nich Chrome OS będzie wystarczający. Ale jednak jeszcze nie wszystkie programy są w wersji stron www.

  • Rufsen Norweski

    Dla mnie komputer to urządzenie do pracy z dźwiękiem, zarówno stacjonarny jak i laptop.
    Stąd potrzebuję specjalistycznego oprogramowania, jak i wysokich parametrów sprzętu.
    Żadna zabawka tabletowa się do tego nie nadaje.
    Nie wyobrażam sobie też 100 procentowego uzależnienia od internetu, bo nie mam mentalności niewolnika i pochodzę z pokolenia przywiązanego do realnej własności, czyli rzeczy własne ( w tym pliki) pod własną kontrolą.
    Dlatego lubię Linuksa bo daje alternatywę bycia niezależnym i wolnym.
    Chromebook to dla mnie kwintesencja uzależnienia i produkt niepełnosprawny, bo nie działa w pełni bez internetu, oraz oddaje kontrolę nad moimi sprawami i własnością w ręce osób trzecich których nie tylko nie znam, ale też nie podejrzewam o uczciwe zamiary w stosunku do mnie.

  • asdf

    „pochodzę z pokolenia przywiazanego do realnej wlasnosci” są dwie opcję, albo jesteś z rocznika sprzed 89 albo po 89.

    Przed 89, to Twoje realne przywiązanie do „realnej wlasnosci” oznaczało tyle, że byłeś właścicielem kartki na mięso, a nie samego mięsa

    po 89 to tak naprawdę ustrój polityczny i układ sił w tym kraju niewiele się zmienił, jednak wszedł zachodni kapitalizm, mamy ładne niemieckie sklepy, chińskie autostrady i tak się zamknęło obywatelom mordy.

    teraz nie ma kartek, są karty. jesteś realnie przywiązany do „realnej własności” jak konto bankowe,bardzo realna wlasnosc, czy kilkanastu zupełnie niepotrzebnych produktów w Twoim domu

    nie masz mentalności niewolnika, ja też… ale realnie, to wszyscy nimi jesteśmy. Ja z chromebookiem i tabletem, ty ze stacjonarnym komputerem i notebookiem. Ten sam producent wcisnął nam ten sam sprzęt, tylko na dwa różny sposoby.