Wywiad z Markiem Shuttleworthem za derStandard.at 21


Wczoraj w portalu derStandard.at pojawił się ciekawy wywiad z twórcą Ubuntu, Markiem Shuttleworthem, który przetłumaczyliśmy specjalnie dla czytelników Czytelni. W portalu źródłowym wywiad można zobaczyć w wersji angielskiej i niemieckiej. Zapraszamy do lektury.

Mark Shuttleworth: „Jeszcze nie nadeszły czasy na masową sprzedaż Linuksa dla odbiorców desktopowych”

Założyciel projektu Ubuntu opowiada w wywiadzie o integracji ze sterownikami o zamkniętym kodzie, o projekcie „Laptop dla każdego dziecka”? i „wielkich aplikacjach”? Microsoftu.

Pod koniec 2004 roku (w październiku, przyp. red) na scenę linuksową wkroczyła nowa dystrybucja: Ubuntu. Jej popularność rosła bardzo szybko sprawiając, że w krótkim czasie została najpopularniejszą dystrybucją Linuksa wg Distrowatch. Ubuntu zostało zainicjowane przez południowoafrykańskiego (RPA) milionera Marka Shuttlewortha, który zbił majątek sprzedając własną firmę Thawte przedsiębiorstwu Verisign w latach dziewięćdziesiątych, dzięki czemu mógł sponsorować swój projekt. Po dzień dzisiejszy Shuttleworth pozostaje „twarzą Ubuntu”?. Andreas Proschofsky rozmawiał z nim między innymi o aktualnym statusie dystrybucji, współzawodnictwie i projekcie „Laptop dla każdego dziecka”?.

derStandard.at: Kiedy Ubuntu pojawiło się na scenie linuksowej, uważało się je za dystrybucję przełomową. Czy uważasz, że dzisiaj to dalej jest prawda? Na przykład openSUSE wydaje się teraz bardziej integrować z przełomowymi technologiami dla desktopów, np. z Beagle, ich nowym menu, czy Compizem.

Mark Shuttleworth: Jak najbardziej. Oczywiście szanuję wkład innych dystrybucji, ale uważam, że Ubuntu ma bardzo aktywną społeczność i pojawiło się u nas wiele innowacji. Na przykład najnowsze wydanie Ubuntu jest pierwszą dystrybucją z kompletną oprawą dla wychwytywania błędów i padów systemu oraz zachęcania użytkowników do zgłoszenia informacji o błędzie do nas, byśmy mogli przekazać ją deweloperom. To fantastyczna innowacja podnosząca jakość pracy z systemem.

Gustujemy również w efektach 3D, chociaż nie są one włączone domyślnie, gdyż nie są jeszcze na tyle dojrzałe, by móc je wszędzie uruchomić.

Tak więc w świecie wolnego oprogramowania możemy bardzo szybko zintegrować dobrą robotę pochodzącą z innych dystrybucji, ale również mamy silną społeczność, która pracuje sama.

derStandard.at: W porównaniu z Novellem czy Red Hatem przy Ubuntu nie pracuje zbyt wielu hakerów. Czy Ubuntu ma wystarczająco dużo własnych deweloperów, by zaznaczyć swoją pracę, zamiast podążać ścieżkami innych?

Mark Shuttleworth: Myślę, że to nieprawda. Mamy około pięćdziesięciu programistów, którzy teraz pracują w firmie (Canonical, przyp. red). Będziemy zatrudniać najlepszych wg nas ludzi z różnorakich środowisk, od głównego nurtu, przez społeczność Debiana i inne miejsca, gdzie pojawiają się nowości. Uważam też, że nasze podejście jest jak najbardziej odpowiednie, by współpracować ze społecznością wolnego oprogramowania.

Na przykład jeśli spojrzysz na punkty rozwoju (milestones) na launchpad.net zobaczysz dużą ilość funkcjonalności, które są zaplanowane dla najnowszych wydań i ich różne stadia rozwoju. To właśnie zasługa społeczności i ludzi pracujących nad Ubuntu przez cały czas w Canonical. Myślę, że można się zgodzić, iż to namacalna lista funkcji. A do tego jeszcze trzeba dodać wszystkie rzeczy, jakie dzieją się przy projekcie GNOME, w OpenOffice.org, czy w jądrze.

derStandard.at: Ale mimo wszystko Edgy Eft i Feisty Fawn są bardziej „konserwatywne”, niż planowano początkowo.

Mark Shuttleworth: W zasadzie jest tylko jeden nieudany aspekt, który chciałem umieścić w obu wydaniach, to znaczy domyślnie działający Compiz lub Beryl. A powodem, by tego nie robić jest niewystarczająca stabilność obydwu projektów, by móc przekazać je użytkownikom. W Feistym Compiz jest w zasadzie zainstalowany, chociaż nie jest domyślnie włączony, ale można go włączyć przełączając jedną opcję.

Cóż. Nie zawsze dostaję to, co bym chciał. Jestem tylko jedną osobą w wielkiej społeczności.

derStandard.at: Pierwotnie zachęcałeś społeczność Ubuntu, by w Edgym „poszła na całość”? i włączyła do systemu wszystkie „czadowe nowości”?, ale niewiele z tego udało się zrobić.

Mark Shuttleworth: Nie zgadzam się. Na przykład w Edgym przepisaliśmy od podstaw proces inicjujący, który nie był ruszany od bodajże piętnastu lat. To dość fundamentalny kawałek techniki, który teraz inne dystrybucje, jak Debian lub Fedora, próbują zaadoptować. Tylko dlatego, że Compiz – rozwijany przez Novella – nie był gotowy nie możesz powiedzieć, że Edgy albo Feisy to porażka.

derStandard.at: Wydaje się, że jedynym powodem nie włączenia Compiza w Feistym było to, że wolne sterowniki graficzne nie są jeszcze wystarczająco dobre. Dlaczego jesteś tak pewien, że zmieni się to do czasu wypuszczenia następnej wersji Ubuntu?

Mark Shuttleworth: Nie w tym rzecz. Compiz i Beryl same w sobie nie są jeszcze wystarczająco dobre. Gdyby były, być może rozważalibyśmy użycie sterowników o zamkniętym kodzie, by móc z nich skorzystać.

derStandard.at: Więc jeżeli Compiz będzie w lepszym stanie, zintegrujecie go w Gibbonie (następnym po Feisty Fawn wydaniu Ubuntu)?

Mark Shuttleworth: Decyzja jeszcze nie zapadła. Będzie to zależeć od tego, co na ten temat będą myśleć technicy, albo rada społeczeństwa. Ale bazując na tym, co robiliśmy do tej pory, jeżeli jest wolne oprogramowanie, które jest zniewalające, ważne i wystarczająco dojrzałe, by móc je dołączyć do systemu, to użyjemy sterowników o zamkniętym kodzie, by móc z tym oprogramowaniem pracować. Spodziewamy się tego samego dla Compiza – jeżeli Compiz osiągnie odpowiedni poziom dojrzałości rozważymy dołączenie go do systemu.

derStandard.at: Podczas zapowiedzi Gutsy Gibbona zapowiedziałeś także nową „absolutnie wolną”? odmianę Ubuntu. Co się za tym kryje?

Mark Shuttleworth: Przede wszystkim nowa odmiana Ubuntu nie będzie opierała się wyłącznie na wolności oprogramowania. W wielu przypadkach istnieje oprogramowanie w dzisiejszych dystrybucjach – w Ubuntu i innych, np. w Debianie – które nie jest wolne. Na przykład, niektóry firmware jest dostarczany z kodem źródłowym. Nowy Ubuntu nie będzie dostarczał żadnego firmware, dopóki nie będziemy mogli również rozpowszechniać jego kodu źródłowego.

Wracając jednak do Twojego pytania: Jest wiele treści, jak dokumenty PDF, które nie mogą być edytowane, ale dla których istnieje edytowane źródło (z możliwością jego edycji). Nie będziemy załączać takich treści, chyba że dołączymy ów dokument źródłowy. To tak jak materiał wideo: końcowy film jest niezły, ale co, gdy ktoś chciałby materiał w stanie sprzed montażu? Ta nowa wersja Ubuntu nie będzie zawierać materiału wideo, dopóki nie będziemy mogli również dostarczyć materiału źródłowego, albo chociaż dostępu do materiału źródłowego. W ten sposób chcemy rozszerzyć znaczenie wolności, by ująć nią nie tylko programowanie, ale także treści, co jest nowością, do której żadna dystrybucja jeszcze nie doszła.

derStandard.at: Wydaniem Dapper Drake z długoterminowym wsparciem staracie się dotrzeć do użytkowników biznesowych. Gdzie widzisz swoje miejsce w tym środowisku, skoro Red Hat i Novell posiadają o wiele więcej narzędzi administracyjnych dla takiego sposobu wykorzystania systemu? Jaki byłby powód, dla którego duża lub średnia firma potrzebująca scentralizowanego zarządzania prędzej wybrałaby Ubuntu, niż Red Hat Enterprise Linux czy SUSE Linux Enterprise?

Mark Shuttleworth: W chwili obecnej nie mamy dodatkowych narzędzi o zamkniętym kodzie, jak na przykład Novell, ale wierzymy, że tworzymy najlepszą wolną platformę oprogramowania dla komercyjnych zastosowań – np. dla baz danych Oracle i DB2 – a także własne wolne systemy. Nie uważam, by wykorzystanie wielu narzędzi o zamkniętym kodzie było konieczne w Linuksie. Linux nie jest tylko reklamówką, namiastką oprogramowania komercyjnego.

derStandard.at: Ale tu nie chodzi tylko o zamknięte aplikacje, ale także o centralne zarządzanie, które np. SUSE realizuje poprzez YAST i Zenworks. Nie macie również niczego porównywalnego z systemami zabezpieczeń jak AppArmor czy SELinux.

Mark Shuttleworth: Tak, nie mamy AppArmor, ale są prowadzone wstępne prace, by przenieść funkcjonalność SELinux do środowiska Ubuntu. Póki co nie uważamy tego za produkt gotowy, więc nie dołączamy tego do systemu.

derStandard.at: A co z centralnym zarządzaniem? To dość ważne dla przedsiębiorstw, a wy tego nie macie.

Mark Shuttleworth: To prawda. Ale chociaż nie mamy własnego rozwiązania, to wiemy, że ludzie wykorzystują Ubuntu w bardzo dużych aglomeracjach i znajdują sposoby, by zarządzać takimi systemami. Mamy system w Hiszpanii składający się ze 100 tysięcy maszyn. Zapewne wiesz, że Google używa Ubuntu na komputerach wszystkich swoich programistów. Rozumiem Twój punkt widzenia, że jesteśmy stosunkowo nowym graczem w tym biznesie, ale nie uważam tego za jakąś przeszkodę nie do pokonania.

derStandard.at: Kiedy wyjdzie kolejna wersja z długim wsparciem technicznym?

Mark Shuttleworth: Spodziewam się, że będzie to Feisty +2 (czyli następne wydanie po Gutsy’m), ale to nie jest moja samodzielna decyzja i będzie to rozważane wśród techników. Jest dla nas bardzo ważne wiedzieć, co dzieje się w głównym nurcie rozwoju, a teraz jest odpowiedni moment by temu się przyjrzeć i podjąć jakieś decyzje..

derStandard.at: Większość użytkowników waszego systemu wydaje się być informatykami-entuzjastami. Jak planujecie przełamać barierę i zawojować nowy teren – innymi słowy dotrzeć do bardziej początkujących odbiorców?

Mark Shuttleworth: Cóż, są rzeczy, w których wybór Ubuntu jest lepszym rozwiązaniem niż Windows. Nie we wszystkim, ale czasami tak jest. Na przykład dostajemy wiele sygnałów od programistów, którzy składają sprzęt dla rodziców i instalują tam Ubuntu, ponieważ nie trzeba się obawiać trojanów i wirusów, jest to wygodne w zarządzaniu i utrzymaniu oraz uaktualnianiu. Najlepsze, że nie są potem co chwilę wzywani przez rodziców, którzy narzekają, że ich komputer nie działa, albo ich dostawca internetowy powiadamia ich, że mają wirusy. System robi wszystko, czego potrzebują – pozwala przeglądać strony WWW, odbierać pocztę, pisać dokumenty i tak dalej. Tak więc w tym przypadku Ubuntu jest idealnym rozwiązaniem dla takiego zwykłego użytkownika. Jest także dobry w call center, albo biurach, gdzie wszyscy używają aplikacji webowych. Chociażby Lufthansa, gdzie wszyscy piloci używają laptopów z Ubuntu, ponieważ ciągle przebywają w różnych hotelach używających sieci bezprzewodowych i nie martwią się o złapanie trojana i wirusa. Są przykłady wykorzystania, gdzie Ubuntu jest odpowiednie dla zwykłego użytkownika.

Oczywiście nie wszędzie, tego będę się trzymał. Ale jest wystarczająco dobre dla mnie, a jestem dość wymagającym użytkownikiem.

derStandard.at: Kiedy będzie możliwe wejście do sklepu i zakup Ubuntu prosto z półki sklepowej?

Mark Shuttleworth: Już możesz tak zrobić w Brazylii, Chinach, Rosji czy na Ukrainie. Niestety nie da się tak zrobić w Stanach, czy tutaj, w Europie.

Z pewnością nie będę naciskał na duże firmy IT by instalowały Linuksa na maszynach swoich klientów ponieważ rozumiem, że w ich biznesie użytkownik dostający Linuksa i myślący, że to tylko taki tani Windows może być dużym problemem. Uważam, że jeszcze nie nadeszły czasy na masową sprzedaż Linuksa dla odbiorców desktopowych. Niemniej jednak w strategicznych rynkach, jak chociażby stacji roboczych lub rynkach rozwijających się, jest sporo okazji i współpracujemy z przedsiębiorstwami z tych rynków, by okazje wykorzystać.

derStandard.at: Czy możemy się spodziewać preinstalowanych Ubuntu na komputerach firmy Dell?

Mark Shuttleworth: Czas pokaże.

derStandard.at: Czy są w tym kierunku prowadzone rozmowy?

Mark Shuttleworth: Nie chciałbym jeszcze tego ujawniać.

derStandard.at: Wydajecie się być bardzo związani z firmą Sun. Czy zamierzacie rozwinąć współpracę w przyszłości?

Mark Shuttleworth: Wiesz, że sam nie ujawniam żadnych nieogłoszonych oficjalnie wiadomości, ale mogę powiedzieć, że jestem bardzo szczęśliwy z naszych relacji z Sunem. To dla nas bardzo dobre – Sun to pierwszy wielki sprzedawca, który ujął Ubuntu w ofercie. To daje nam dojście do klientów, do których nie moglibyśmy dotrzeć w inny sposób i podnosi nasz prestiż w sektorze usług biznesowych. Dla Suna jesteśmy z pewnością cennym sojusznikiem w ich rozwoju w kierunku oprogramowania otwartego.

derStandard.at: Na początku rozwój Ubuntu był finansowany głównie z Twoich prywatnych funduszy. Czy dalej jest tak samo, czy też sytuacja się zmieniła?

Mark Shuttleworth: Ciągle się zmienia, ale zmiana nie jest całkowita. Ubuntu wciąż zależy od ciągłości mojego sponsoringu. Uważam, że jest to dość efektywny sposób wydawania moich pieniędzy, w dodatku jestem wpływowym filantropem. Na świecie są miliony ludzi, którzy teraz mają dostęp do darmowej technologii, na której można polegać. Umożliwia im to rozwój własnego biznesu albo rozwój techniczny.

Osobiście ekscytującym wyzwaniem dla mnie samego jest móc budować coś, czego świat jeszcze nie widział. Coś, co jest niesamowitej jakości, jest wolnodostępne – globalnie – i ma komercyjne wsparcie i komercyjną otoczkę, ale z drugiej strony, równocześnie, jest dostępne dla ludzi, którzy nie muszą płacić za wsparcie. Ważne jest dla mnie skupienie się na tym, jako na osobistym celu.

derStandard.at: Jak wygląda ewolucja strony biznesowej Canonical? Jak dużym sukcesem okazało się długoletnie wsparcie techniczne i przeniesienie punktu ciężkości w kierunku serwerów?

Mark Shuttleworth: To wspaniałe, że możemy rozwijać się jako drużyna. Powiedziałbym, że 70% naszych interesów jest skupionych na rozwoju na rynku serwerów i 60% z tego na Ameryce Północnej.

derStandard.at: Ale czy są to naprawdę duzi klienci płacący za długoletnie wsparcie techniczne?

Mark Shuttleworth: Tak, oczywiście. Jest kilka dużych organizacji, które używają Ubuntu i sami mają wystarczające umiejętności by zapewnić sobie wsparcie wewnętrznie, ale okazuje się, że mają tendencję do używania Ubuntu w coraz bardziej krytycznych zastosowaniach i dochodzą do takiego momentu, że z punktu widzenia dobrego zarządzania zależy im na umowie z nami i dostępie do naszej wiedzy i doświadczenia.

Ujmę to w ten sposób: Ubuntu jest zupełnie nowym graczem na scenie rozwiązań biznesowych i nie oczekujemy, że wszystko uda się od razu, ale jestem wyjątkowo zadowolony z postępów, które robimy.

derStandard.at: Niedawno wyszedł Debian 4.0, a Ty pogratulowałeś tego ekipie Debiana. Ale pominąwszy to: czy wypuszczenie nowego Debiana ma dla Ubuntu jakieś krytyczne znaczenie?

Mark Shuttleworth: Wydanie samo w sobie nie jest dla nas szczególnie istotne. To, co dla nas jest ważne, to zdrowe stosunki ze społeczeństwem i dalszy udział programistów w rozwoju Debiana linii unstable, która jest dla nas podstawą naszych własnych wydań.

Debian jest dla nas bardzo ważnym partnerem. Jestem bardzo zadowolony, że wypuścili Etcha i że są wspaniałą społecznością. Myślę, że to jedna z najważniejszych instytucji wolnego oprogramowania, jak społeczność jądra Linuksa, GNOME, czy KDE.

derStandard.at: Czy próbowałeś używać ostatnio Windows Vista? Jakie były Twoje wrażenia?

Mark Shuttleworth: Nie działałem w finalnej wersji Visty, ale próbowałem uruchomić jedną z wersji beta Visty pod VMWare, choć nie bardzo mi się to udało. Widzę tylko, że Microsoft stara się podnieść poprzeczkę. Doceniam Microsoft za tworzenie wielkich aplikacji i kamienie milowe. Nie widziałem żadnej funkcjonalności w Viście, która rzuciłaby mnie na kolana, ale powtarzam – nie działałem w tym zbyt wiele.

derStandard.at: Co jest bardziej popularne: Ubuntu czy Kubuntu?

Mark Shuttleworth: Wersja bazująca na GNOME jest ściągana prawie dwa razy częściej, niż oparta o KDE. Ale społeczność KDE jest bardzo ważna jako źródło innowacji. Jestem bardzo zainteresowany i podekscytowany pracami nad KDE 4 i cieszę się, że sporo z tego działo się przy okazji rozwoju Ubuntu.

derStandard.at: Co myślisz o projekcie „Laptop dla każdego dziecka”?

Mark Shuttleworth: Myślę, że to wspaniały projekt i chciałbym być pomocny w jego rozwoju, wiele się tu dzieje. Spodziewam się, że wiele z krajów, które pójdą tą drogą wybierze Ubuntu i jeśli tak się stanie to postaramy się, by Ubuntu działało jak najlepiej. W chwili obecnej chyba każdy przygląda się tylko i czeka na rozwój wypadków, ale myślę, że to już jest sukces – samo uświadomienie w przemyśle i zmuszenie o myśleniu o nowych technologiach i rynkach. Boję się tylko, że ludzie mogą zgryźliwie to ocenić, jeśli nie uda się wyprodukować laptopa za 100 dolarów, a niestety w chwili obecnej tak to wygląda.

derStandard.at: Kiedy Launchpad zostanie wydany jako Open Source?

Mark Shuttleworth: Cóż, w chwili obecnej nie ma ku temu żadnych przesłanek z kilku powodów. Po pierwsze jest to struktura, która została zaprojektowana jako scentralizowana. Nic nie da uruchomienie dwóch, czy trzech Launchpadów. Całość działa jako konsolidacja i agregacja informacji z różnych miejsc.

Po drugie wypuszczamy kawałki kodu, gdy uznajemy, że pomoże to społecznościom. Przekazaliśmy część infrastruktury tłumaczeń projektowi GNOME, ciągle otrzymujemy informacje, zmiany i poprawki od społeczności Zope. Faktem jest, że Zope zaadoptowało Launchpad jako ich własny system kontroli błędów.

Będziemy udostępniać Launchpad kawałek po kawałku, gdy będą ku temu przesłanki, gdy znajdziemy społeczność, która podtrzyma i rozwinie kod, jeśli go uwolnimy.

derStandard.at: Dziękuję za wywiad.

(Andreas Proschofsky)


Skomentuj Zołak Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

21 komentarzy do “Wywiad z Markiem Shuttleworthem za derStandard.at

  • kwalo

    Z jedną rzeczą w tym wywiadzie się nie zgodzę[quote post=”205″]Uważam, że jeszcze nie nadeszły czasy na masową sprzedaż Linuksa dla odbiorców desktopowych.[/quote]
    Ja akurat uważam, że to byłaby super sprawa. Po pierwsze – nie trzeba by instalować systemu. Po drugie dostawcy sprzętu mogliby tak go dobrać, że współdziałał on świetnie z Ubuntu. W zasadzie polegałoby to na doborze karty graficznej i WiFi, bo z tym są największe problemy.

    Byłoby to dużo lepsze rozwiązanie, niż Windows sterowniki na płycie, dostarczane razem z komputerem. Pomijam już konieczność instalacji dodatkowego oprogramowania. Ani to fajne, ani wygodne.

  • Smiecho

    [quote]if there is a free software application which is compelling[/quote]
    Myślę, że „zniewalające” dość dobrze oddaje treść wypowiedzi. Owszem, mógłbym napisać np.
    [quote]jeżeli jest wolne oprogramowanie, któremu nie można się oprzeć[/quote]
    ale wychodzi mniej więcej na to samo, a całość robi się bardziej zakręcona. 🙂

  • Ferry rozbrojony

    ciekawy wywiad choc smutny. Smutny bo od 2004 roku nie udalo sie znalezc zrodla finansowania.
    Smutny bo projekt uznawany przez wiekszosc za Debiana z ludzka twarza i nowymi pakietami 😉
    nie stosuje jakis super nowosci.
    Ale sa 2 pozytywy. dystrybucja wolna (pamietam te wojny w Debianie) i oprogramowanie do zarzadzania (jak ostatnio pomysl svn czy innych systemow kwersji zamiast repozytoriow)

    czekamy na nowa aplikacje. redhat kupil kilka aplikacji i je uwolnil. Sun tak samo, nawet mandriwa. jesli Ubuntu ma byc czyms wiecej niz meteorytem niech zacznie pisac cos czego nie ma. lepsza integracja festivala i systemy dla niewidomych, a moze OCR z prawdziwego zdarzenia. A moze niech zaoferuja uslugi dla programistow gier? Jedna firma upadla, ale zobaczcie do dzis wiele z ich dorobku ciagle dziala i biblioteki i cale programy. Moze niech dogadaja sie z tworcami WorldofW i przeniosa do Linux’a. Bedzie to na pewno bardzo dobre w tym czasie. Wlasnie WoW przezywa najazd wirusow i trojanow

  • szuman

    @kwalo

    a ja z kolei uważam, że jeszcze nie pora handlować. Niech GNU/Linux zyskuje kolejnych użytkowników, którzy będą o nim gadać, będzie robiło się głośniej, aż w końcu odbiorcy gotowi kupować sami sie tym zainteresują i w efekcie będą oczekiwać wejścia do sprzedaży. Bo takie sprzedawanie czegoś (choćby z podręcznikiem), czego wielu nie zna mija się z celem.

  • rorfol

    Błędy

    1. włączone domyślenie
    2. także nowy „absolutnie wolną”
    3. było koniecznych w Linuksie

    Chyba błędy
    1. wydaje mi się że to „to Ubuntu”, „to Suse”, „ten Red Hat” a nie ten Ubuntu
    a) Ubuntu jest odpowiedni
    b) wystarczająco dobry dla mnie
    2. który jest dla nas podstawą dla naszych własnych wydań –
    który jest dla nas podstawą własnych wydań.

  • Stanki

    Mnie martwi tylko planowany brak umieszczania np. firmware’u niewolnego w kolejnych dystrybucjach – to może przysporzyć sporo problemów i jak dla mnie – będzie to raczej krok wstecz jeśli chodzi o funkcjonalność i bezproblemowość w używaniu Ubuntu.

  • m--s

    Nieco niepokoi mnie pokrętna argumentacja dot. projektu Launchpad. Wygląda to jak seria wymówek, gdyż Mark za każdym razem, gdy zostanie o to zapytany używa innej argumentacji. Na swojej stronie odpowiedział np. tak (cytat z jego bloga z wpisu „Launchpad – It’s BETA time!”, z odpowiedzi na pierwszy komentarz):

    „We are steadily releasing pieces of Launchpad, but the whole thing still has proprietary elements. We offer services to people who make Ubuntu derivatives using it, and that revenue stream is important. You can get all your data out easily (and this will soon get even easier to automate) so you’re not locked in. In time, LP will all be published under a free software license, but for now it is not.”

    … czy to nie dziwne? Elementy własnościowe to chyba istnieją dlatego, że tak postanowił Mark, zaś co do zysków z udostępniania tego wybranej garstce bogaczy… dlaczego nie wspomniał o tym w tym wywiadzie?

    Oby tylko Mark nie przeszedł na ciemną stronę mocy 🙂

  • lookanio

    Mały błąd „wg.” => „wg”. Jeśli literą kończąca skrót jest ta sama co kończąca wyraz, kropki się nie stawia (to tak na przyszłość :-)).
    Poza tym gratuluję tłumaczenia i czekam(y) na więcej! 🙂
    Pozdr.