Do niniejszych rozważań skłonił mnie fragment książki Jerzego Grębosza – Symfonia C++ Standard:
Wielu programistów uznało to [możliwość tworzenia klas] za wspaniałą szansę, by uprościć sobie żmudną pracę z ciągami znaków. Po prostu powiedzieli sobie: „Skoro w języku C++ stringi nie mają typu wbudowanego, to ja, w moim programie sam stworzę sobie taki typ obiektów (klasę) (…).” Jak powiedzieli, tak zrobili. Powstało (niezależnie) wiele takich rozwiązań klas i szybko stawały się one popularne, bo – dzięki nim – inni programiści nie musieli wyważać otwartych drzwi. (…)
Pamiętaj jednak, że nie będziemy tu omawiać języka C++, ale pewną (bardzo znaną) klasę, którą jakiś nieznany programista napisał. Klasę, która okazała się tak pomocna, że wszyscy zapragnęli jej używać. Tu odczuć możesz naprawdę potęgę języka C++. Ktoś rozwiązał jakieś zagadnienie i teraz daje nam to rozwiązanie w gotowym pudełku.
Zanim dojdę do tego, jak ma się biblioteka string do bezpłatnego oprogramowania, garść faktów dla ujednoznacznienia tematu. Oprogramowanie typu freeware obejmuje znaczącą cześć dostępnych na rynku programów. Użytkownicy MS Windows z pewnością korzystają z popularnych programów, które można bezpłatnie pobrać i rozpowszechniać, np. program antywirusowy Avast, przeglądarka graficzna IrfanViev czy uTorrent. Również wielu programistów, chcących udostępnić swój program pro publico bono decyduje się na użycie w licencji słowa-klucza freeware. Wikipedia podpowiada nam, że:
Freeware to licencja oprogramowania umożliwiająca darmowe rozprowadzanie aplikacji bez ujawnienia kodu źródłowego. Termin freeware bywa również używany jako synonim oprogramowania objętego tą licencją.
[…]
Programy na licencji freeware mogą być nieodpłatnie wykorzystywane, jednak zabrania się czerpania korzyści finansowych z ich dystrybucji przez osoby trzecie. Licencja nie dotyczy dystrybucji produktów (dokumentów, grafiki, innych programów itd.) stworzonych przy użyciu programów na licencji freeware, więc nie ogranicza możliwości ani nie narzuca konieczności pobierania opłat za wytworzone produkty.
Dla użytkowników jest to bardzo wygodne rozwiązanie. Oto mogą z czystym sumieniem korzystać z programów, których komercyjne odpowiedniki bywają dość kosztowne. Również programiści mogą czuć się zadowoleni: oto, z pewnym poczuciem misji, udostępniają wyniki swej pracy szerokim rzeszom odbiorców. Jednakże, to właśnie z punktu widzenia programisty, wydanie programu na licencji freeware jest – moim zdaniem – najmniej rozsądnym rozwiązaniem.
Umówmy się, że rozważania będę prowadził na przykładzie uTorrenta. Ułatwi to sprawę, ponieważ program ten nie jest jedynie namiastką lepszej, komercyjnej wersji – jak to ma miejsce w przypadku wspomnianego programu antywirusowego. Autorzy włożyli wiele wysiłku w napisanie programu i udoskonalanie go. Stworzyli wygodną i dość przyjemną dla oka witrynę WWW oraz opłacili domenę utorrent.com. Z pewnością wiązało się to z zainwestowaniem w projekt pewnych funduszy. Rzecz jasna, nie mogą liczyć na żaden zwrot – przecież program można bezpłatnie pobrać i rozprowadzać. Cuius bono? Jeżeli wykluczyliśmy korzyść finansową, pozostają dwie sensowne przyczyny wkładania trudu w tworzenie programu: przyjemność czerpana z pracy twórczej i związana z nią satysfakcja z ew. pozytywnego odbioru w społeczności lub zaradzenie jakiemuś brakowi i związana z nim chęć podzielenia się z innymi swoim pomysłem. Jak wiemy, takie podejście leżało u podstaw tzw. kultury hakerskiej, z niego zrodziła się idea GNU, a później i Linuksa.
W naszym wypadku, to rozwiązanie z pewnością nie wchodzi w grę. Autorzy jawnie deklarują niechęć do podzielenia się ze społecznością swoimi pomysłami. W oficjalnym FAQ czytamy:
Is µTorrent open source?
No. It is not likely to become open source ever.
Osiągnąłem tak wiele, gdyż stałem na barkach olbrzymów – powiedział Isaac Newton. Niestety, najwyraźniej wielu programistów zapomina, że pisząc nawet proste „Hello World”, korzystają z wysiłku wielu osób: tych, którzy stworzyli języki wysokiego poziomu, napisali odpowiednie kompilatory i biblioteki, etc. Dopiero w tym kontekście niechęć do dzielenia się swoim kodem źródłowym ukazuje się w całym swoim bezsensie.
Zestawmy ze sobą dwie filozofie tworzenia programów. Wolne oprogramowanie – autor udostępnia swój program – zarówno w wersji skompilowanej, jak i źródłowej. Adresuje go do społeczności, która może nie tylko z niego korzystać, ale i współuczestniczyć w poprawianiu błędów czy implementacji nowych rozwiązań. Dzięki takiemu rozwiązaniu program niejako żyje swoim własnym życiem i z czasem staje się coraz doskonalszy. Przeciwieństwem takiego podejścia jest oprogramowanie własnościowe, w którym odbiorca jest klientem, a programista usługodawcą. W takim przypadku nieujawnianie kodu źródłowego wydaje się naturalne. Ale gdzie mieści się freeware? Produkt nie jest na sprzedaż, ma być wolnodostępny i swobodnie rozprowadzany. Gdzie zatem tkwi niechęć przed uczynieniem następnego kroku, do uczynienia swojego programu prawdziwie wolnym!?
Wydaje mi się, że – poza wyjątkowymi sytuacjami – nie ma obiektywnie sensownej odpowiedzi na to pytanie. Przyczyna tkwi po prostu w osobowości autora. Jeżeli program jest swoistą wizytówką programisty, to w przypadku freeware niewiele nam on powie umiejętnościach swojego twórcy (zamknięte źródła!), za to często wskaże na bezmyślne sobkostwo i egoizm.
Dokładnie to samo można powiedzieć o projekcie konnekta (konnekt.info), tyle tylko że tu były pewne próby zarabiania pieniędzy (actio – voip, ostatnie „zbiórki” na utrzymanie serwera) a projekt o zamkniętym kodzie po prostu obecnie umarł (o czym świadczy ilość spamu na forum 😉 ). A szkoda, bo były nawet wśród użytkowników pewne inicjatywy napisania otwartej wersji.
Od kiedy jestem świadomy różnicy pomiędzy freeware a OS, to pierwsze wydaje się być bez sensu. Zaakceptować mogę jeszcze takie projekty jak avast: dla domu free, dla firmy płatny. Firma zarabia i daje coś użytkownikom.
Spójrzcie na to z tej strony – tworzycie program, który jest bardzo dobry, pewne rozwiązania są innowacyjne i ludzie na to idą. Jeżeli udostępniacie to na zasadach OS to inni mogą wykorzystać kod/algorytmy do własnego, być może większego, komercyjnego programu. I w jaki sposób się o tym dowiecie, że ktoś zarabia na Waszej pracy?
„Z pewnością wiązało się to z zainwestowaniem w projekt pewnych funduszy. Rzecz jasna, nie mogą liczyć na żaden zwrot – przecież program można bezpłatnie pobrać i rozprowadzać.”
Akurat przykład uTorrenta nie jest przykładem najtrafniejszym — w końcu stał się oficjalnym klientem tego protokołu (nastąpił jego „anschluss” przez BitTorrent.com), twórcy coś z tego mieli (BitTorrent *jest* tworem komercyjnym).
„Jeżeli program jest swoistą wizytówką programisty, to w przypadku freeware niewiele nam on powie umiejętnościach swojego twórcy (zamknięte źródła!), za to często wskaże na bezmyślne sobkostwo i egoizm.”
I znów przykład uTorrent: czy nie jest przykładem zdolności programistycznych autora fakt, że program zajmuje rząd (klika rzędów) wielkości mniej niż konkurencyjne rozwiązania? Że jego narzut systemowy jest mniejszy niż cokolwiek innego?
Korzystałem z tej aplikacji dawno temu, gdy jeszcze niewiele osób o niej słyszało i byłem w pełni zadowolony. Stworzyłem swoistą kolekcję tego typu programów (dla Windows), najróżniejszego przeznaczenia. Każdy z nich był w jakimś stopniu małym dziełem sztuki (małym także w sensie dosłownym). Nie zgodzę się ze stwierdzeniem autora o egoizmie autora — to jedynie kwestia ideologiczna.
Na upartego można ująć temat także w ten sposób: napisałem coś; jeśli mam siłę i chęć to rozwijać, publikuję to jako freeware, jeśli nie — jako FLOSS, licząc, że społeczność przejmie opiekę nad moim kodem. Zrzucam ze swoich barków ciężar, ale wszyscy są zadowoleni. Kontrowersyjna teza? Spójrzcie na ilość forków w „światku”… 🙂
Pisząc o wizytówce miałem na myśli fakt, że kod źródłowy programu służy również do komunikacji. Po to w końcu zostały zaimplementowane takie wynalazki, jak np. komentarze. W trochę innym kontekście, możesz sobie na http://www.gnu.org/fun/jokes/helloworld.html zobaczyć w jak różny sposób można napisać ten przesławny program 🙂 Jednym słowem – widząc implementację kolejnych algorytmów możesz ocenić programistę. W przypadku freeware możesz popatrzeć jedynie „przez szybę”, z zewnątrz. Wszystko oczywiście pod jakże mylącym w tym kontekście płaszczykiem „free”ware.
Sam również przez długi czas używałem uTorrent’a i zawsze intrygowało mnie, czy program nie zawiera jakiegoś złośliwego kodu. Oczywiście, autorzy zapewniają o swojej uczciwości, użytkownicy chwalą i bronią programu przed tymi „spiskowymi teoriami”. Ale to może co najwyżej uspokoić, pewności nie daje.
[quote post=”1387″]Nie zgodzę się ze stwierdzeniem autora o egoizmie autora — to jedynie kwestia ideologiczna.[/quote]
Jaką ideologię masz na myśli?
[quote post=”1387″]Na upartego można ująć temat także w ten sposób: napisałem coś; jeśli mam siłę i chęć to rozwijać, publikuję to jako freeware, jeśli nie — jako FLOSS, licząc, że społeczność przejmie opiekę nad moim kodem. Zrzucam ze swoich barków ciężar, ale wszyscy są zadowoleni[/quote]
Linus ma z pewnością siłę i chęć, aby nadal rozwijać kernel. Jednak gdyby zastosował się do tej opinii, do dziś pewnie siedziałby nad obsługą dyskietek 😉
Wbrew pozorom oprogramowanie freeware jest zazwyczaj oprogramowaniem komercyjnym. Tylko trochę inny model biznesowy np. reklamy, promocja wersji rozszerzonej. Dlatego wybierana jest licencja freeware. Stąd nie zawsze dobrym wyjściem licencja open source.
Artykuł na wysokim poziomie, fajnie się go czyta, ale nie zgadzam się z tezami w nim zawartymi. Autor przyjął, że jak rozdajesz program za darmo to na nim nie zarabiasz a to zaprzecza całemu modelowi biznesowemu takich firm jak Novel RedHat itd. Zawsze można zarabiać na wsparciu, datkach, reklamach, płatnych rozszerzeniach i nie zapominajmy że ludzie tworzący taki program mają potem co wpisać w CV :).
Po pierwsze nie zgodzę się, że to kod źródłowy sam w sobie jest wizytówka programisty. Jeśli otrzymasz pięknie napisany kod – którego efektem działania jest awaryjny program, niewygodny w obsłudze to jakie zdanie będziesz miał na temat programisty? A jeśli dajmy na to otrzymasz wydajną aplikację, wygodną w użytku i na dodatek za darmo ale bez wglądu w kod to….? Właśnie. Użytkownikowi nie zależy na źródłach.
Po drugie…
Freeware jest kapitalną formą autopromocji i wbrew pozorom pozwala zarabiać – na reklamach – na wsparciu które nie musi już być darmowe etc. Autor programu zdobywa renomę, znajduje dobrze płatną pracę i dzięki temu ma czas i ochotę bawić się we freeware/OpenSource
Po trzecie…
Osobną kwestią jest fakt, iż otwarcie kodu źródłowego pociąga za sobą wiele niedogodności. A co w przypadku kiedy aplikacja używa biblioteki której licencja zabrania ujawniania kodu?
A co w przypadku gdy program korzysta z patentów? Otwarcie kodu źródłowego nie jest takie proste jak może się wydawać.
Otwarcie kodu nie jest warunkiem koniecznym napisania dobrej i popularnej aplikacji. Z twojego tekstu wynika, że swoją praca można się dzielić tylko przez OS bo w przeciwnym razie jest się egoistą. Czy skoro napiszę super „wypasioną” bibliotekę do rozpoznawania twarzy i udostępnię ją w formie skompilowanej to oznacza egoizm? A może chce ukryć brak umiejętności programistycznych? Czasem nakład pracy jaką trzeba włożyć w przystosowanie aplikacji do otwarcia kodu jest po prostu za duży.
Ja, jako doświadczony programista, chylę czoła przed twórcą/twórcami uTorrenta.
pozdrawiam,
Jeśli ktoś daje ci się pobawić swoją zabawką ale nie pozwala jej rozebrać, to jest egoistą?
[quote post=”1387″]Tylko trochę inny model biznesowy np. reklamy, promocja wersji rozszerzonej. Dlatego wybierana jest licencja freeware. Stąd nie zawsze dobrym wyjściem licencja open source.[/quote]
Zgoda. Niemniej są setki programów, które mają zamknięte źródła, a nie są darmową wersją tej lepszej, komercyjnej. Nie ma w nich również reklam. Wystarczy wejść na dobreprogramy.pl – znajdziemy tak wiele tego typu oprogramowania. Co z nim? Czy napisanie np. kalendarza jest tak wielkim osiągnięciem, że koniecznie trzeba strzec źródła? Nawet jeżeli tworząc go (chcąc-nie chcąc) wykorzystujemy pracę innych osób?
[quote post=”1387″]Osobną kwestią jest fakt, iż otwarcie kodu źródłowego pociąga za sobą wiele niedogodności. A co w przypadku kiedy aplikacja używa biblioteki której licencja zabrania ujawniania kodu?
A co w przypadku gdy program korzysta z patentów? Otwarcie kodu źródłowego nie jest takie proste jak może się wydawać.[/quote]
Nie jestem tak doświadczonym programistą, ale na zdrowy rozum – muszą istnieć wolne odpowiedniki takich bibliotek, bo przecież na Linuksie można znaleźć odpowiedniki niemal każdego nie-wolnego programu.
[quote post=”1387″]Jeśli ktoś daje ci się pobawić swoją zabawką ale nie pozwala jej rozebrać, to jest egoistą?[/quote]
Jeżeli program ma służyć do zabawiania, to faktycznie nie. Ale wydaje mi się, że programy (np. odtwarzacze wideo czy klient bit torrent) służą ułatwianiu sobie życia.
W Richardzie Stallmanie idea GNU zrodziła się pod wpływem odmowy dostępu do kodu sterownika drukarki. Chciał wprowadzić prostą poprawkę, ale usłyszał „stanowcze i zdecydowane nie!”.
[quote post=”1387″]Zgoda. Niemniej są setki programów, które mają zamknięte źródła, a nie są darmową wersją tej lepszej, komercyjnej. Nie ma w nich również reklam.[/quote]
Zgadza się. Ale i to ma sens, np. w przypadku, gdy dane oprogramowanie jest „free” tylko do użytku domowego. Ludzie instalują takiego IrfanView w domu, bo mogą to robić zgodnie z postanowieniami licencji. Przyzwyczajają się do niego i chcą go używać w pracy, a tam muszą za niego zapłacić. No więc płacą, a programiści dostają wynagrodzenie…
Nie chcę bronić twórców. 🙂 Po prostu wpadł mi do głowy pomysł, który pasuje jednocześnie do idei „freeware”, zarabiania i zamkniętego kodu.
[quote post=”1387″]Po drugie…
Freeware jest kapitalną formą autopromocji i wbrew pozorom pozwala zarabiać – na reklamach – na wsparciu które nie musi już być darmowe etc. Autor programu zdobywa renomę, znajduje dobrze płatną pracę i dzięki temu ma czas i ochotę bawić się we freeware/OpenSource[/quote]
Mógłbym odbić piłeczkę, bo tacy ludzie jak Stallman, Torvalds, Raymond, Cox, de Icaza, Hall, Murdock i wielu wielu innych są światowej klasy programistami, a sławę zdobyli głównie dzięki zaangażowaniu w ruch F/OSS.
[quote post=”1387″]Nie jestem tak doświadczonym programistą, ale na zdrowy rozum – muszą istnieć wolne odpowiedniki takich bibliotek, bo przecież na Linuksie można znaleźć odpowiedniki niemal każdego nie-wolnego programu. [/quote]
Odpowiedniki odpowiednikami – jeśli ktoś przyzwyczai się do jakiejś biblioteki to nie będzie uczył się innej tylko po to, by udostępnić kod źródłowy. Programiści tacy często pracują w firmach IT i stamtąd wynoszą pewne przyzwyczajenia. Dla dociekliwych proponuje przeczytać licencje GPL i zrozumieć znaczenie słowa „contamination”. To wyjaśni dlaczego korporacje utrzymujące się ze sprzedaży oprogramowania mają ograniczone pole manewru we wdrażaniu OS. Miejcie na uwadze, że opensource/freeware w większości wypadków powstaje po godzinach w ramach rozwijania pasji ale i na podstawie doświadczenia zawodowego. Ja osobiście wolałbym poprawiać funkcjonalność swojego programu niż przepisywać istniejący kod (przy użyciu innych bibliotek) tylko po to, by uczynić go otwartym.
Jeszcze raz podkreślę, że dla osoby korzystającej z freeware nie jest ważne czy jego kod jest dostępny czy nie – ważne aby działało.
Osobiście uważam, że cała idea OpenSource jest bardzo poprawna i w miarę możliwości staram się brać udział w tworzeniu takiego oprogramowania. Nie zgodzę się natomiast z tezą, że każda inna forma dystrybucji oprogramowania jest gorsza.
pozdrav
[quote comment=”26614″][quote post=”1387″]Po drugie…
Freeware jest kapitalną formą autopromocji i wbrew pozorom pozwala zarabiać – na reklamach – na wsparciu które nie musi już być darmowe etc. Autor programu zdobywa renomę, znajduje dobrze płatną pracę i dzięki temu ma czas i ochotę bawić się we freeware/OpenSource[/quote]
Mógłbym odbić piłeczkę, bo tacy ludzie jak Stallman, Torvalds, Raymond, Cox, de Icaza, Hall, Murdock i wielu wielu innych są światowej klasy programistami, a sławę zdobyli głównie dzięki zaangażowaniu w ruch F/OSS.[/quote]
Czytałeś kiedyś licencje GPL? Od początku do końca? Jeśli tak, to zapewne wiesz, ile wnosi ona ograniczeń i obowiązków. Napisałeś:
[quote] Autorzy jawnie deklarują niechęć do podzielenia się ze społecznością swoimi pomysłami.[/quote] Czasem kodu po prostu nie można otworzyć bo oznaczało by to katastrofę – nie wiesz ale być może uTorrent zawiera jakieś opatentowane mechanizmy. JAVA też była udostępniana powoli z takiego właśnie względu i trochę to SUN’a kosztowało. Jaki masz inny argument na udostępnienie żródeł?
Jakie to ma dla ciebie znaczenie (oprócz ideologicznego – musi być OS bo jak nie to beee) czy program jest OS czy freeware z zamkniętym kodem?
Teza postawiona przez Ciebie nie jest w moim mniemaniu słuszna – uważam że warto tworzyć freeware bo bardzo często nie ma alternatywy.
[quote post=”1387″]Teza postawiona przez Ciebie nie jest w moim mniemaniu słuszna – uważam że warto tworzyć freeware bo bardzo często nie ma alternatywy.[/quote]
W takim razie, każdy z nas niech zostanie przy swoim zdaniu 🙂
[quote post=”1387″]Czytałeś kiedyś licencje GPL? Od początku do końca? Jeśli tak, to zapewne wiesz, ile wnosi ona ograniczeń i obowiązków[/quote]
Owszem znam GPL (przynajmniej w wersji 3). Cóż jest takiego strasznego w tej licencji? 99% programów, z których korzystam na co dzień jest na GPL: Od systemu operacyjnego, aż po komunikator Kadu. Wbrew pozorom, nie jestem ideologicznym purystą spod znaku FSF i nie odrzucam żadnego programu ze względu na licencję.
Po prostu uważam, że w zdecydowanej większości przypadków – gdy rozważamy proste programy użytkowe – nie ma żadnych racjonalnych przyczyn dla zamykania kodu. W czym Deluge ustępuje uTorrentowi? Z mojej strony – jako zwykłego użytkownika tych programów – w niczym. Czyli jednak możliwe było stworzenie takiego programu na wolnej licencji.
[quote post=”1387″]Czasem kodu po prostu nie można otworzyć bo oznaczało by to katastrofę – nie wiesz ale być może uTorrent zawiera jakieś opatentowane mechanizmy.[/quote]
Co przez to rozumiesz? Jeżeli programista jest właścicielem patentu, to chroni go prawo państwowe. Faktycznie ciężko sobie wyobrazić wolne, acz opatentowane oprogramowanie. Nie chcę tworzyć off-topu, ale IMHO patentowanie oprogramowania jest jeszcze gorsze od prostego zamykania kodu. Na stronie głównej ubuntu.pl znajdziesz na dole link „No patents” – polecam 🙂
A może chodzi o to, że autor wykorzystał czyjeś rozwiązanie chronione patentem? W takim wypadku można rozważyć zmianę tego fragmentu kodu. Poza tym USA to nie cały świat. W UE patentów nie ma.
BTW, jakie patenty mogą kryć się w takich proramach freeware’owych jak „Prognoza pogody” czy „Budzik 1.4″ ?
[quote post=”1387”] Jakie to ma dla ciebie znaczenie (oprócz ideologicznego – musi być OS bo jak nie to beee) czy program jest OS czy freeware z zamkniętym kodem?[/quote]
Takie, że nie jestem zwolennikiem odkrywania na nowo koła , ani specjalistą od wyważania otwartych drzwi. Odsyłam do wstępu i cytatu z Symfonii C++
Sam osobiście staram się korzystać z aplikacji OS, sam dość często się przekonywałem że wiele można się nauczyć przeglądając czyjś kod. Pod Linuksem problemu z Freewarem w znakomitej większości nie ma, schody zaczynają się gdy ktoś musi wrócić na Windows a w ostatnim czasie). Wychodzi w tedy że Freeware to jedyna alternatywa dla komercyjnych aplikacji, bo choćby sensownego klienta torrent pod win (z otwartymi źródłami) po prostu nie ma.
W czym Deluge jest gorsze od uTorrent? Np w tym że ten drugi zajmuje ułamek powierzchni dyskowej Deluge i zjada o wiele mniej zasobów..
Jestem właścicielem firmy programistycznej i poświęciłem wiele czasu na zaprojektowanie, oraz koordynacje wykonania mechanizmów z których korzystam w komercyjnych projektach.
Pozwoliłbym poświęcić czas programiście na wykonania za darmo użytecznego narzędzia dla ludzi, ale nigdy bym się nie zgodził na opublikowanie jego kodu źródłowego, będącego najważniejszą częścią przychodów firmy.
Dyskusja na ten modelu biznesowego open source to jest osobny temat, ale na pewno nie przeprowadziłbym tego w taki sposób 😉
@sl3dziu
Skoro freeware jest bee, to w czym uTorrent jest gorszy od Deluge?
[quote post=”1387″]W czym Deluge jest gorsze od uTorrent? Np w tym że ten drugi zajmuje ułamek powierzchni dyskowej Deluge i zjada o wiele mniej zasobów..[/quote]
@hary naucz się czytać ze zrozumieniem..
Ciekawym przypadkiem jest foobar2000, który sam jest zamknięty, zaś SDK do pisania wtyczek jest wydane na bardzo liberalnej licencji BSD. I co? Autor programu jest egoistą?
Mnie najbardziej denerwował fakt, iż wiekszość najlepszych programów na platformę Linuks były również dostępne na Windowsa. I co to za popularyzacja, czym przyciągnąć uźytkowników Okienek, jeżeli i tak mogą zainstalować sobie takie same programy jak w Linuksie. Ale zrozumiałem to dopiero po napisaniu front-endu do emulatora w oparciu o GTK+ i Glib. Żeby zyskał popularność muszę go tak napisać również dla Windowsa – interes mój – nie Linuksa (choć korzystam z niego, i rozwiązań, które powstały w tym środowisku). Szkoda…
Bzdury piszesz! To, że autor rozprowadza, swoje oprogramowanie na licencji freeware – nie znaczy, że nie chce na nim zarabiać! Wręcz przeciwnie – wie, że jeśli program będzie płatny – mniej na nim zarobi, bo istnieje już dobrze wypromowana konkurencja (uTorrent – to idealny przykład).
Reklamy, to zdecydowanie staromodny i kiepski sposób na zarabianie. Dziś najczęściej wykorzystuje się model biznesowy freemium – który polega na rozbudowie programu o płatne dodatki. Można też robić program freeware i wersję -Pro płatną. Lub możliwość wykupienia konta premium na określony czas (jak w avascie).